Quantcast
Channel: HTC - Kanał RSS serwisu Culture.pl
Viewing all 3106 articles
Browse latest View live

"Usta usta" Slavs and Tatars w CAC w Wilnie [galeria]

$
0
0

Fotorelacja z wystawy  Slavs and Tatars "Usta usta". Ekspozycja czynna do 18 poździernika 2017, Contemporary Art Centre w Wilnie.


"Zgoda" w reżyserii Macieja Sobieszyńskiego [galeria]

$
0
0

Kadry z filmu "Zgoda" w reżyserii Macieja Sobieszyńskiego, zdjęcia: Valentyn Vasyanovych. Premiera: 13 października 2017. W rolach głównych występują: Julian Świeżewski, Zofia Wichłacz, Jakub Gierszał, Danuta Stenka, Wojciech Zieliński, Paweł Tomaszewski. 

 

Alfabet Witolda Gombrowicza

$
0
0

Witold Gombrowicz, fot. arch.

Forma, geniusz, gęba, mina, pupa to tylko kilka słów, które pod piórem Witolda Gombrowicza znacznie poszerzyły swój zakres pojęciowy. Autor "Ferdydurke" miał niesamowitą inwencję językową, która przebija nawet z naszego skromnego wyboru. Oby stał się on zachętą do dalszych poszukiwań we wciąż inspirujących dziełach pisarza.

Artysta

Być artystą to przecież oznacza być śmiertelnie zakochanym, nieuleczalnie, namiętnie, ale także dziko i bez ślubu...
["Dziennik"]

Arystokracja

Cóż to jest, phoszę państwa, ahystokhacja? Ahystokhacja to ahystokhacja, nic więcej. Ahystokhacja to ahystokhacja. Proszęż zauważyć, na przykład, że ja wcale nie jestem lepszy od moich lokajów, a nawet, que sais-je, może jestem gohszy, bo przecie, to tajemnica poliszynela, jestem oghaniczony umysłowo ignohant, leń, bęcwał, zhesztą nudziarz i khetyn, żahłok, smakosz i osioł. A moja żona jest, tout le mode le suit, skończoną oślicą. Ale jestem wszak księciem Himalaj, więc jednak moje khetyństwo jest, jakby nie było, khetyństwem czyim? Księcia Himalaj.
["Operetka"]

Ból

Te bogobojne rodziny – przypominam sobie z dawnych czasów – we dworze wiejskim przy podwieczorku, gwarzące poczciwie, niewinne... a na stole był lep, na lepie muchy w sytuacjach okropniejszych niż potępieńcy na obrazach średniowiecznych. To nikomu nie przeszkadzało ponieważ w zdaniu "ból muchy" akcent padał na "mucha" nie na "ból". A dzisiaj – wystarczy naflitować pokój żeby chmary drobnych istnień zaczęły się wić – i nikt się nie przejmuje. ["Dziennik"]


Witold Gombrowicz i Czesław Miłosz, fot. Oswaldo Malura / archiwum Rity Gombrowicz / Fotonova / East News

Ciało

– Tak, panie profesorze – rzekł dyrektor z dumą – ciało jest starannie dobrane i wyjątkowo przykre i drażniące, nie ma tu ani jednego przyjemnego ciała, same ciała pedagogiczne, jak pan widzi...
["Ferdydurke"]

Ciężar

Polski katolicyzm. Katolicyzm taki, jak urobił się historycznie w Polsce, rozumiem jako przerzucenie na kogoś innego – Boga – ciężarów nad siły. Jest to zupełnie stosunek dzieci do ojca. Dziecko jest pod opieką ojca. Ma go słuchać, szanować i kochać. Wypełniać jego przykazania. Więc dziecko może pozostać dzieckiem, ponieważ wszystka "ostateczność" przekazana jest Bogu Ojcu i jego ziemskiej ambasadzie, Kościołowi.
["Dziennik"]

Defekt

Ona wierzy w Boga z powodu swoich defektów i wie o tym. Gdyby nie miała defektów, to by nie wierzyła. Ona wierzy w Boga, ale jednocześnie wie o tym, że Bóg to jedynie plaster na jej psychofizyczne defekty.
["Iwona, księżniczka Burgunda"]

Dżentelmen

Istnieje gatunek zjawisk, których dżentelmen nie może znać z tej przyczyny, że gdyby je poznał, przestałby być dżentelmenem.
["Iwona, księżniczka Burgunda"]

Erotyka

Gdy człowiek jest podniecony, kocha własne podniecenie, podnieca się nim i wszystko poza tym już nie jest dla niego życiem.
["Pornografia"]

Forma

Ale to wszystko dokonywa się poprzez Formę: to znaczy, że ludzie, łącząc się między sobą, narzucają sobie nawzajem taki czy inny sposób bycia, mówienia, działania... i każdy zniekształca innych, będąc zarazem przez nich zniekształcony. Stąd dramat ten jest przede wszystkim dramatem Formy.
["Ślub" (ze wstępu)]


Witold Gombrowicz z Psiną, obok żona Rita wsiada do Citroena 2CV, Vence 1965, fot. Muzeum Literatury / East News

Geniusze

Kiedyś zdarzyło mi się uczestniczyć w jednym z tych zebrań poświęconych wzajemnemu polskiemu krzepieniu się i dodawaniu ducha… gdzie, odśpiewawszy "Rotę" i odtańczywszy krakowiaka, przystąpiono do wysłuchiwania mówcy, który wysławiał naród albowiem "wydaliśmy Szopena", albowiem "mamy Curie-Skłodowską" i Wawel, oraz Słowackiego, Mickiewicza i, poza tym, byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa a Konstytucja trzeciego maja była bardzo postępowa… Tłumaczył on sobie i zebranym, że jesteśmy wielkim narodem, co może nie wzbudzało już entuzjazmu słuchaczy (którym znany był ten rytuał – brali w tym udział jak w nabożeństwie, od którego nie należy oczekiwać niespodzianek) niemniej jednak było przyjmowane z rodzajem zadowolenia, że stało się zadość patriotycznej powinności. Ale ja odczuwałem ten obrządek jak z piekła rodem, ta msza narodowa stawała mi się czymś szatańsko szyderczym i złośliwie groteskowym. Gdyż oni, wywyższając Mickiewicza, poniżali siebie – i takim wychwalaniem Szopena wykazywali to właśnie, że nie dorośli do Szopena – a lubując się własną kulturą, obnażali swój prymitywizm.
Geniusze! Do cholery z tymi geniuszami! Miałem ochotę powiedzieć zebranym: – Cóż mnie obchodzi Mickiewicz? Wy jesteście dla mnie ważniejsi od Mickiewicza. I ani ja, ani nikt inny, nie będzie sądził narodu polskiego według Mickiewicza lub Szopena, ale wedle tego co tu, na tej sali, się dzieje i co tu się mówi. […] Ale tak jak rzeczy się mają, Szopen z Mickiewiczem służą wam tylko do uwypuklenia waszej małostkowości – gdyż wy z naiwnością dzieci potrząsacie przed nosem znudzonej zagranicy tymi polonezami po to jedynie, aby wzmocnić nadwątlone poczucie własnej wartości i dodać sobie znaczenia.
["Dziennik"]

Gęba

A teraz przybywajcie, gęby! Nie, nie żegnam się z wami, obce i nieznane facjaty obcych, nieznanych facetów, którzy mnie czytać będziecie, witam was, witam wdzięczne wiązanki części ciała, teraz niech się zacznie dopiero – przybądźcie i przystąpcie do mnie, rozpocznijcie swoje miętoszenie, uczyńcie mi nową gębę, bym znowu musiał uciekać przed wami w innych ludzi i pędzić, pędzić, pędzić przez całą ludzkość. Gdyż nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka. Przed pupą zaś w ogóle nie ma ucieczki. Ścigajcie mnie, jeśli chcecie. Uciekam z gębą w rękach.
["Ferdydurke"]

Głupota

Dzieje kultury wykazują, że głupota jest siostrą bliźniaczą rozumu, ona rośnie najbujniej nie na glebie dziewiczej ignorancji, lecz na gruncie uprawnym siódmym potem doktorów i profesorów. Wielkie absurdy nie są wymyślane przez tych, których rozum krząta się wokół spraw codziennych. Nic dziwnego zatem, że właśnie najintensywniejsi myśliciele bywali producentami największego głupstwa.
["Dziennik"]

G...

Siadajże Pan Redaktor, siadaj. A jak godność, proszę?
Powiadam, że Gombrowicz. Powiada: – Owszem, owszem, słyszałem, słyszałem… Jakżebym nie słyszał, jeżeli przed tobą Chodzę, Mówię… Trzebaż Panu Dobrodziejowi jako z pomocą przyjść, bo ja obowiązek swój wobec Piśmiennictwa naszego Narodowego znam i jako minister tobie z pomocą przyjść muszę. Owoż, że to pisarzem jesteś, ja bym tobie pisanie artykułów do gazet tutejszych wychwalające, wysławiające Wielkich Pisarzów i Geniuszów naszych zlecił, a za to krakowskim targiem 75 pezów na miesiąc zapłacę… bo więcej nie mogę. Tak krawiec kraje, jak materii staje. Wedle stawu grobla! Kopernika, Szopena lub Mickiewicza ty wychwalać możesz… Bójże się Boga, przecie my Swoje wychwalać musiemy, bo nas zjedzą! Tu się ucieszył i mówi: – Otóż to dobrze mnie się powiedziało i Najwłaściwsze to dla mnie, jako Ministra, a tyż i dla ciebie, jako Pisarza.
Ale powiadam: Bóg zapłać, nie, nie. Zapytał: – Jakże to? Nie chcesz wychwalać? Rzekłem: – Kiedy mnie wstydno. Krzyknie: – Jak to ci wstydno? Mówię: – Wstyd, bo swoje! Łypnął, łypnął, łypnął! – Co się wstydzisz g…! – wrzasnął. – Jeśli Swojego nie będziesz chwalił, to kto ci pochwali?
["Trans-Atlantyk"]


Witold Gombrowicz, Vence, fot. Bohdan Paczowski

Grymas

O, dajcie mi chociaż jedną twarz nie wykrzywioną, przy której mógłbym poczuć grymas mojej twarzy...
["Ferdydurke"]

Hipokryzja

Pewnego razu nasz profesor, Ciepliński, zadał nam wypracowanie klasowe o Słowackim. Znudzony wiecznym kadzeniem wieszczowi, postanowiłem dla odmiany dać mu bobu. Początek, o ile pamiętam, brzmiał jak następuje: "Juliusz Słowacki, ten złodziej, który okradał Byrona i Szekspira i nic własnego nie potrafił wymyślić". Dalszy ciąg nie ustępował początkowi. Profesor Ciepliński postawił pałkę i zagroził, że prześle wypracowanie do ministerstwa, na co ja zapytałem dlaczego zmusza uczniów do hipokryzji.
["Wspomnienia polskie"]

Hosanna

Co za kazanie wygłosił nasz dhogi ksiądz phoboszcz ku czci naszego dhogiego Pana Boga, jak to dobrze, że nasz dhogi Bóg został uczczony przez naszego dhogiego księdza phoboszcza. Hosanna!
["Operetka"]

Ideały

Nie sztuka mieć ideały, sztuka – w imię bardzo wielkich ideałów nie popełniać bardzo drobnych fałszerstw.
["Dziennik"]

Impotencja

Mnie, który jestem okropnie polski i okropnie przeciw Polsce zbuntowany, zawsze drażnił polski światek dziecinny, wtórny, uładzony i pobożny. Polską nieuchronność w historii temu przypisywałem. Polską impotencję w kulturze – gdyż nas Bóg prowadził za rączkę. To grzeczne polskie dzieciństwo przeciwstawiałem dorosłej samodzielności innych kultur. Ten naród bez filozofii, bez świadomej historii, intelektualnie miękki, duchowo nieśmiały, naród, który zdobył się tylko na sztukę "poczciwą" i "zacną", rozlazły naród lirycznych wierszopisów, folkloru, pianistów, aktorów, w którym nawet Żydzi się rozpuszczali i tracili jad.
["Dziennik"]


Jan Lenica, Witold Gombrowicz i Sławomir Mrożek, fot. Bohdan Paczowski

Intelektualiści

Intelektualiści dzielą się na dwie kategorie: takich, co nie dostali kopniaka w tyłek, i takich, co dostali kopniaka w tyłek. Ci drudzy są rozsądniejsi.
["Operetka"]

Ja

Poniedziałek Ja. Wtorek Ja. Środa Ja. Czwartek Ja.
["Dziennik"]

Koniec

Koniec i bomba
A kto czytał, ten trąba!
["Ferdydurke"]

Literatura

Literatura poważna nie jest po to, żeby ułatwiać życie, tylko po to żeby je utrudniać.
["Dziennik"]

Lud

Nam, inteligencji, przyświeca myśl zbawcza, że dół nie jest szalony... My, tak, my skazani jesteśmy na wszystkie choroby, manie, szały, ale w dole jest jednak zdrowie... i podstawa, na której wspiera się ludzkość, jest jednak w porządku... A tymczasem? Lud jest bardziej chory, bardziej szalony niż my! Chłopi są szaleńcami. Robotnicy to patologia! Słyszycie, co mówią – to są dialogi ciemne i maniackie, tępe nie zdrową tępotą analfabety, ale bełkotem wariata, wołające o szpital, o lekarza... Czy mogą być zdrowe te niekończące się nigdy przekleństwa i sprośności – i nic poza tym – ta pijacka, obłędna, mechanika ich współżycia? Szekspir miał rację przedstawiając ludzi prostych jako ludzi "egzotycznych" tj. właściwie niepodobnych do człowieka.
["Dziennik"]

Łatwość

Czyżby księciu obrzydła, żeby tak rzecz ubrać w słowa, współczesna łatwość stosunków eroto-miłosnych? To nie do wiary. Mnie by coś podobnego nigdy nie obrzydło.
["Iwona, księżniczka Burgunda"]


Witold Gombrowicz, Vence, fot. Bohdan Paczowski

Miny

Miny! Miny – ta broń, a zarazem tortura!
["Ferdydurke"]

Mniemanie

– Nie jestem ja na tyle szalonym, żebym w Dzisiejszych Czasach co mniemał albo i nie mniemał. Ale gdyś tu się został, to idźże zaraz do Poselstwa, albo nie idź, i tam się zamelduj, albo nie zamelduj, bo jeśli się zameldujesz lub nie zameldujesz, na znaczną przykrość możesz być narażonym, lub nienarażonym.
– Tak pan sądzisz?
– Sądzę, albo i nie sądzę. Róbże co sam uważasz (tu palcami kręci), albo nie uważasz (i palcami kręci), bo już głowa twoja w tym (znów palcami kręci), żeby cię co Złego nie spotkało, albo i spotkało (i znów kręci).
["Trans-Atlantyk"]

Myśliciele

– To najtęższe głowy w stolicy – odparł dyrektor – żaden z nich nie ma jednej własnej myśli; jeśliby zaś i urodziła się w którymś myśl własna, już ja przegonię albo myśl, albo myśliciela. To zgoła nieszkodliwe niedołęgi, nauczają tylko tego, co w programach, nie, nie postoi w nich myśl własna.
["Ferdydurke"]


Konstanty Jeleński i Witold Gombrowicz, Vence, fot. Bohdan Paczowski

Nierówność

Co jest najwspanialsze w ludzkości, co wyznacza jej genialność w stosunku do innych gatunków, to właśnie, iż człowiek nie jest równy człowiekowi – gdy mrówka jest równa mrówce. Oto dwa wielkie kłamstwa współczesne: kłamstwo Kościoła, że wszyscy mają taką samą duszę; kłamstwo demokracji, że wszyscy mają to samo prawo do rozwoju. Pan myśli, że te idee są triumfem ducha? Ależ skąd, wywodzą się z ciała, ten pogląd ufundowany jest w gruncie rzeczy na tym, że wszyscy mamy takie samo ciało.
Nie przeczę (mówiłem dalej), wrażenie optyczne jest niewątpliwe: wszyscy jesteśmy mniej więcej tego samego wzrostu i mamy te same narządy... Ale w jednostajność tego obrazu wdziera się duch, ta specyficzna właściwość naszego gatunku, i ona sprawia, że gatunek nasz staje się w łonie swoim tak zróżnicowany, tak przepaścisty i zawrotny, że między człowiekiem a człowiekiem powstają różnice stokroć większe niż w całym świecie zwierzęcym. Pomiędzy Paskalem lub Napoleonem, a chłopkiem ze wsi większa jest przepaść, niż między koniem a glistą... [...] Czyż panu samemu nie jest dobrze wiadomo – tak intuicyjnie, na marginesie teorii – że nasze mity o równości, solidarności, braterstwie są niezgodne z naszą prawdziwą sytuacją?
Ja, przyznam się, w ogóle podałbym w wątpliwość, czy w tych warunkach można mówić o "gatunku ludzkim"– czy to nie jest pojęcie zanadto fizyczne?
Cortes spoglądał na mnie okiem zranionego inteligenta. Wiedziałem co myśli: faszyzm! a ja szalałem z rozkoszy proklamując tę Deklarację Nierówności, bo mnie inteligencja w ostrość, w krew się przemieniała!
["Dziennik"]

Niewinność

Kiedy ta notatka doszła do wiadomości uczniów, zaroiło się w szkolnym mrowisku. – My niewinni? My, młodzież dzisiejsza? My, którzy już chodzimy na kobiety? – Śmiechy i śmieszki rosły, gwałtowne, aczkolwiek sekretne, i zewsząd pojawiały się sarkazmy. Ach, naiwny dziadek! Cóż za naiwność! Ha, cóż za naiwność! Wprędce jednak pojąłem, że śmiech trwa zbyt długo... że, zamiast się skończyć, wzrasta i utwierdza się w sobie, a utwierdzając się staje się nadmiernie sztuczny w swoim rozwścieczeniu. Cóż się działo? Dlaczego śmiech się nie kończył? Dopiero potem zrozumiałem, jaki to gatunek trucizny wstrzyknął im diaboliczny i makiaweliczny Pimko. Albowiem prawda była taka, że te szczeniaki, uwięzione w szkole i oddalone od życia – były niewinne. Tak, byli niewinni, pomimo iż nie byli niewinni! Byli niewinni w swoim pragnieniu, aby nie być niewinnymi. Niewinni z kobietą w ramionach! Niewinni w walce i w biciu. Niewinni, gdy recytowali wiersze, i niewinni, gdy grali w bilard. Niewinni, gdy jedli i spali. Niewinni, gdy zachowywali się niewinnie. Zagrożeni bez przerwy świętą naiwnością, nawet gdy krew rozlewali, torturowali, gwałcili albo przeklinali – wszystko, aby nie popaść w niewinność!
["Ferdydurke"]

Obycie

Jestem też kolegą Coxa, chudego, wysokiego dryblasa, lat 17, który ma coś z boya wielkomiejskiego hotelu – poufałość i otrzaskanie ze wszystkim, najdoskonalszy brak uszanowania, jaki zdarzyło mi się spotkać, straszliwe obycie, jakby przybył do Tandilu wprost z New Yorku (ale nigdy nie zajechał nawet do Buenos Aires). Temu nic nie zaimponuje – zupełna niezdolność odczucia jakiejkolwiek hierarchii i cynizm, polegający na umiejętności zachowania ugrzecznionych pozorów. Ta mądrość rodem z niższej sfery – mądrość ulicznika, gazeciarza, windziarza, chłopca do posyłek, dla których "sfera wyższa" jest warta o tyle o ile można na niej zarobić. Churchill z Picasso, Rockefeller, Stalin, Einstein są dla nich tłustą zwierzyną, którą obłupią do ostatniego napiwka gdy dopadną jej w hallu hotelowym... i taki stosunek do Historii w tym chłopcu uspokaja mnie i nawet przynosi ulgę, dostarcza równości prawdziwszej niż tamta, zrobiona z haseł i teorii. Odpoczywam.
["Dziennik"]


Witold Gombrowicz, Vence, 1965, fot. Bohdan Paczowski

Odbicie

Człowiek jest najgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy drugiego, chociażby ta dusza była kretyniczna.
["Ferdydurke"]

Odpowiedzialność

Jestem niewinny.
Oświadczam, że jestem niewinny, jak dziecko, ja nic nie zrobiłem, o niczym nie wiem
Tu nikt za nic nie jest odpowiedzialny!
Odpowiedzialności w ogóle nie ma!
["Ślub"]

Panowanie

Panuje spokój. Wszystkie elementy buntownicze – zaaresztowano. Parlament także został zaaresztowany. Poza tym sfery wojskowe i cywilne także obłożone zostały bezwzględnym aresztem, a szerokie koła ludności też siedzą. Sąd Najwyższy, Sztab Generalny, Dyrekcje i Departamenty, władze publiczne i prywatne, prasa, szpitale, ochronki, wszystko siedzi. Zaaresztowano też wszystkie Ministeria, a także wszystko i w ogóle wszystko. Policja też została zaaresztowana. Spokój. Spokojnie. Wilgoć.
["Ślub"]

Polak

Polak z natury swojej jest Polakiem. Wobec czego, im bardziej Polak będzie sobą, tym bardziej będzie Polakiem. Jeśli Polska nie pozwala mu na swobodne myślenie i czucie, to znaczy, że Polska nie pozwala mu być w pełni sobą, czyli – w pełni Polakiem.
["Dziennik"]

Przekonanie

Wie pan, ja właściwie nie wierzę w Boga. Moja matka była wierząca, ja nie. Ale ja chcę żeby Bóg istniał. Chcę – to ważniejsze, niż gdybym tylko był o jego istnieniu przekonany.
["Pornografia"]


Witold Gombrowicz i Konstanty Jeleński, Vence, fot. Bohdan Paczowski

Rozumowanie

Ja trzeźwo myślę. Posłuchaj mego rozumowania. Proszę cię, posłuchaj mego rozumowania. Ja już straciłem niewinność. Mnie odebrano dziewictwo. Dużo, dużo ostatnio przemyślałem. I całą noc nie spałem! Świętość, majestat, władza, prawo, moralność, miłość, śmieszność, głupota, mądrość, wszystko to wytwarza się z ludzi, jak alkohol z kartofli. Jak alkohol, rozumiesz? Ja opanowałem sytuację i zmuszę tych bydlaków, żeby wytworzyli wszystko, co mnie się zachce; a gdy już dostatecznie napompują mnie potęgą i majestatem, dam sobie ślub. A jeśliby to było śmieszne, to ja śmieszność też wezmę za mordę. Jeżeliby to było głupie, to ja głupotę też wezmę za mordę. A mądrość też wezmę za mordę! A jeśliby Bóg, stary, przedawniony Bóg coś miał przeciwko temu, to też wezmę za mordę!…
["Ślub"]

Sienkiewicz

Czytam Sienkiewicza. Dręcząca lektura. Mówimy: to dosyć kiepskie, i czytamy dalej. Powiadamy: ależ to taniocha – i nie możemy się oderwać. Wykrzykujemy: nieznośna opera! i czytamy w dalszym ciągu, urzeczeni.
Potężny geniusz! – i nigdy chyba nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To Homer drugiej kategorii, to Dumas Ojciec pierwszej klasy. Trudno też w dziejach literatury o przykład podobnego oczarowania narodu, bardziej magicznego wpływu na wyobraźnię mas. Sienkiewicz, ten magik, ten uwodziciel, wsadził nam w głowy Kmicica wraz z Wołodyjowskim oraz panem Hetmanem Wielkim i zakorkował je. Odtąd nic innego Polakowi nie mogło naprawdę się podobać, nic antysienkiewiczowskiego, nic asienkiewiczowskiego. To zaszpuntowanie naszej wyobraźni sprawiło, że wiek nasz przeżywaliśmy jak na innej planecie i niewiele z myśli współczesnej przenikało w nas. Przesadzam? Gdyby historia literatury przyjęła jako kryterium wpływ sztuki na ludzi, Sienkiewicz (ten demon, ta katastrofa naszego rozumu, ten szkodnik) powinien by zajmować w niej pięć razy więcej miejsca niż Mickiewicz. Któż czytał Mickiewicza z własnej i nieprzymuszonej woli, któż znał Słowackiego?
Krasiński, Przybyszewski, Wyspiański... byłoż to coś więcej niż literatura narzucana, literatura wmuszana? Lecz Sienkiewicz to wino, którym rzeczywiście upajaliśmy się i tu serca nasze biły... i z kimkolwiek się rozmawiało, z lekarzem, z robotnikiem, z profesorem, z ziemianinem, z urzędnikiem, zawsze natrafiało się na Sienkiewicza, na Sienkiewicza jako na ostateczny, najbardziej intymny sekret polskiego smaku, polski "sen o urodzie". 
["Dziennik"]

Ślepota

Mądrzej ci powiem, jakiej to religii
Jestem wraz z tobą kapłanem. Między nami
Bóg nasz się rodzi i z nas
I kościół nasz nie z nieba, ale z ziemi
Religia nasza nie z góry, lecz z dołu
My sami Boga stwarzamy i stąd się poczyna
Msza ludzko ludzka, oddolna, poufna
Ciemna i ślepa, przyziemna i dzika
Której ja jestem kapłanem!
["Ślub"]
 

Maria Paczowska, Witold Gombrowicz i Bohdan Paczowski, Vence, fot. z archiwum Bohdana Paczowskiego

Talent

Krytyk nie powinien szperać, szukać, niech siedzi z założonymi rękami, czekając, aż książka go znajdzie. Talentów nie należy szukać przez mikroskop, talent sam powinien dać znać o sobie biciem we wszystkie dzwony.
["Dziennik"]

Tandeta

Wczoraj. Jakież irytujące! Przez dwie godziny musiałem znosić przemądrzałość obu tych gatunków półinteligenta z dyplomem. Niewiarygodna głupota. Mecenas z tym swoim fasonem prawnika, ze światopoglądem, stylem, formą zalatującymi owym nieszczęsnym uniwersytetem, jak garnitur zalatuje naftaliną... Inżynierzyna głosił wyższość nauki ścisłej, bo to, panie, takie tam filozoficzne czy artystyczne romanse nie dla zdyscyplinowanego umysłu i "czy panowie słyszeli o kwantach?" Poziom straszny. [...]
Jak zaradzić temu, żeby wyższe uczelnie nie fabrykowały takiej tandety, nie psuły tak okropnie powietrza w świecie cywilizowanym? Coraz gęściej wokół mnie od młodych kretynów tej uniwersyteckiej fabrykacji, chemicznie wypranych z naturalnej inteligencji. W Ameryce Południowej też zaczyna być duszno od studenterii, która wie tylko to co się jej wsadza w głowę i, wyfaszerowana wiadomościami, zatraciła poczucie takich imponderabiliów, jak charakter, rozum, poezja, wdzięk. Ordynarna brzydota tych pracowników intelektualnych, specjalistów od medycyny, prawa, techniki itd., nawet tu, w Argentynie, zaczyna dawać się we znaki. Niewrażliwi na sztukę, nieznający życia, formowani przez abstrakcje, są zarozumiali i ociężali. Lubię doprowadzać do furii tych nieestetycznych głuptaków, albo też topić w chaosie zmyślonych naprędce nazwisk i teorii – oby mnie kiedyś nie pobili! Bawi, że te gminne natury skazane są wyłącznie na naukę – reszta, wszystko poza tym, całe życie duchowe plemienia ludzkiego, to dla nich nabieranie gości – wskutek czego bez przerwy umierają ze strachu żeby nie dać się nabrać.
Z rozkoszą podjudzam tedy ich chłopską nieufność do "literata", tego nabieracza par excellence, i podpuszczam od czasu do czasu minę, czy słówko, zgoła wątpliwe a nawet wręcz pajacowate. Ich prostacki szacunek dla powagi jest tak wielki, iż zupełnie od tego baranieją. Albo zajeżdżam ich arystokracją i genealogią, chwyt niezawodny, gdy chodzi o doprowadzenie bałwanów do zupełnego zbałwanienia.
["Dziennik"]

Uzależnienie

Człowiek jest najgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy drugiego, chociażby ta dusza była kretyniczna.
["Ferdydurke"]


Witold Gombrowicz, Vence, fot. Bohdan Paczowski

Wieszcz

A zatem dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlaczego płaczemy z poetą czytając ten cudny, harfowy poemat "W Szwajcarii"? Dlaczego, gdy słuchamy heroicznych, śpiżowych strof "Króla Ducha", wzbiera w nas poryw? I dlaczego nie możemy oderwać się od cudów i czarów "Balladyny", a kiedy znowu skargi Lilli Wenedy zadźwięczą, serce rozdziera się nam na kawały? I gotowiśmy lecieć, pędzić na ratunek nieszczęsnemu królowi? Hm… dlaczego? Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był! […] – Wielkim poetą! Zapamiętajcie to sobie, bo ważne! Dlaczego kochamy? Bo był wielkim poetą. Wielkim poetą był! Nieroby, nieuki, mówię wam przecież spokojnie, wbijcie to sobie dobrze w głowy – a więc jeszcze raz powtórzę, proszę panów: wielki poeta, Juliusz Słowacki, wielki poeta, kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on wielkim poetą. Proszę zapisać sobie temat wypracowania domowego: "Dlaczego w poezjach wielkiego poety, Juliusza Słowackiego, mieszka nieśmiertelne piękno, które zachwyt wzbudza?" […] Wieszczem był! Wieszczył! Panowie, zaklinam panów, a zatem jeszcze raz powtórzmy – zachwycamy się, gdyż był wielkim poetą, a czcimy, gdyż wieszczem był! Nieodzowne słowo.
["Ferdydurke"]

Wybory

Niewiele mam do powiedzenia na temat zwycięstwa Artura Frondizi, który został prezydentem Argentyny, natomiast pragnę zapisać, że nie przestaje zdumiewać mnie akt wyborów. Ten dzień, w którym głos analfabety tyle znaczy, co głos profesora, głos głupca co głos mędrca, głos posługacza co głos potentata, głos rzezimieszka co głos cnotliwego, jest dla mnie najbardziej pomylonym z dni. Nie rozumiem jak ten akt fantastyczny może wyznaczać na kilka następnych lat coś tak ważnego w praktyce, jak rządy krajem. Na jakiejże bajce opiera się władza! Jakim sposobem ta pięcioprzymiotnikowa fantastyczność może stanowić podstawę bytowania społecznego?
["Dziennik"]

Wzajemność

Kochamy się, bo ona tak samo mi się nie podoba jak ja jej, i nie ma nierówności.
["Iwona, księżniczka Burgunda"]

Zamordyzm

Władzę osiągnąłem
I mniejsza z tym, w jaki sposób. Sytuację
Opanowałem… i tak będzie
Jak ja rozkażę… Rozkazuję zatem
Niech wszyscy tu się zgromadzą w tej sali, gdyż król sobie
udzieli ślubu. Wziąć za mordy i staszczyć!
["Ślub"]
 

Witold Gombrowicz, fot. SIPA PRESS / East News

Żuki

Żuki jakieś – nie wiem, jak je nazwać – pracowicie snuły się po tej pustyni w celach niewiadomych. I jeden z nich, nie dalej niż na odległość mojej ręki, leżał do góry nogami. Wiatr go przewrócił. Słońce piekło mu brzuch, co zapewne było wyjątkowo nieprzyjemne zważywszy, że ten brzuch zwykł zawsze pozostawać w cieniu – leżał przebierając łapkami i wiadomo było, że nic innego mu nie pozostaje jak tylko to monotonne i rozpaczliwe przebieranie łapkami – i już omdlewał, po wielu może godzinach, już konał.
Ja, olbrzym, niedostępny mu swoim ogromem, który to ogrom czynił mnie dla niego nieobecnym – przyglądałem się temu machaniu... i, wyciągnąwszy rękę wydobyłem go z kaźni. Ruszył naprzód, przywrócony w jednej sekundzie życiu.
Zaledwie to uczyniłem, ujrzałem trochę dalej identycznego żuka, w identycznym położeniu. I wymachiwał łapkami. Nie chciało mi się ruszać... Ale – dlaczego tamtego uratowałeś, a tego nie?... Dlaczego tamten... gdy ten?... Uszczęśliwiłeś jednego, drugi ma się męczyć? Wziąłem patyk, wyciągnąłem rękę – uratowałem.
Zaledwie to uczyniłem, ujrzałem nieco dalej identycznego żuka, w identycznym położeniu. Przebierającego łapkami. A słońce paliło mu brzuch.
Czyż miałem przemieniać moją sjestę w karetkę Pogotowia dla konających żuków? Ale zanadto już zadomowiłem się w tych żukach, w ich wymachiwaniu cudacznie bezbronnym... i chyba zrozumiecie, jeśli już zacząłem to ratowanie, nie miałem prawa zatrzymać się w dowolnym miejscu. Byłoby zbyt straszne wobec tego trzeciego żuka – zahamować akurat na progu jego klęski... zbyt okrutne i niemożliwe jakieś, nie do popełnienia... Ba! Gdybyż pomiędzy nim a tymi, których wybawiłem, była jakaś granica, coś co mogłoby upoważnić mnie do zaprzestania – ale właśnie nie było nic, tylko dalszych 10 cm piasku, ciągle ta sama przestrzeń piaskowa, "trochę dalej" wprawdzie, ale tylko "trochę". A przebierał łapkami tak samo! Jednakże rozejrzawszy się, ujrzałem "trochę" dalej jeszcze cztery żuki, wymachujące i palone słońcem – nie było rady, wstałem w całym ogromie swoim i uratowałem wszystkie. Poszły.
Wtedy oczom moim ukazał się stok lśniąco-gorąco-piaszczysty sąsiedniego zbocza, a na nim z pięć lub sześć punkcików wymachujących: żuki. Pośpieszyłem z ratunkiem. Wybawiłem. I już tak sparzyłem się z ich męką tak bardzo w nią wsiąkłem, że widząc opodal nowe żuki na równinach, przełęczach, w wąwozach, ową wysypkę torturowanych punkcików, jąłem po tym piasku ruszać się, jak oszalały, z pomocą, z pomocą, z pomocą! Ale, wiedziałem, to nie może trwać wiecznie – wszak nie tylko ta plaża, ale całe wybrzeże, jak okiem sięgnąć, było nimi usiane, więc musi nadejść moment, w którym powiem "dość" i musi nastąpić ten pierwszy żuk nie uratowany. Który? Który? Który? Co chwila mówiłem sobie "ten"– i ratowałem go nie mogąc się zdobyć na tę straszną, nikczemną prawie arbitralność – bo i dlaczego ten, dlaczego ten? Aż wreszcie dokonało się we mnie załamanie, nagle, gładko, zawiesiłem w sobie współczucie, stanąłem, pomyślałem obojętnie "no, dość tego", rozejrzałem się, pomyślałem "gorąco" i "trzeba wracać", zabrałem się i poszedłem. A żuk, ten żuk, na którym przerwałem, pozostał wymachując łapkami (co właściwie było mi już obojętne, jak gdybym zraził się do tej zabawy – ale wiedziałem, że ta obojętność jest mi narzucona przez okoliczności i niosłem ją w sobie, jak rzecz obcą).
["Dziennik" (uzupełnienie)]

Autor: Janusz R. Kowalczyk, październik 2017
 

[Embed]
[Embed]
[Embed]
 

Cezary Tomaszewski

$
0
0

Cezary Tomaszewski, fot. Rafał Guz/PAP

Choreograf, reżyser i performer. Twórca głośnych spektakli muzycznych Capelli Cracoviensis. Monteverdiego serwował w barze mlecznym, Glucka ćwiczył na sali gimnastycznej, a Moniuszkę w krakowskim salonie. Jego najnowszy, autobiograficzny spektakl "Cezary idzie na wojnę" można oglądać w Komunie Warszawa.

Urodził się w 1976 roku. Studiował wiedzę o teatrze na warszawskiej Akademii Teatralnej i choreografię w Brucknerkonservatorium Linz w Austrii. Ukończył też szkołę muzyczną II stopnia i przez 15 lat kształcił się wokalnie w chórze Teatru Wielkiego w Warszawie. Tworzy w teatrze i w operze, eksperymentuje z klasyką, przyznaje, że w sztuce interesuje go banał.

"Teatr i muzyka poważna wciąż mają u nas status świętej krowy - albo nas ''odchamiają'', albo perorują jak z ambony. Scena jest miejscem, z którego wypowiada się wielkie prawdy o świecie.  Szukam tego miejsca przecięcia". ( "WO", czerwiec 2012)

W 2009 roku wystawił w Wiedniu "Wesołą Wdówkę", autorską wersję operetki Franza Lehara z udziałem czterech polskich sprzątaczek, partie muzyczne przeplatane były osobistymi monologami bohaterek. Jak trafiły do Austrii? Dlaczego sprzątają? "Austriaczki przychodziły do nas po spektaklu i mówiły, że dzięki nim wierzą w sens upominania się o sprawy kobiet." - wspominał Tomaszewski. Spektakl przyniół mu międzynarodowy rozgłos i prestiżowe wyróżnienia dla najlepszego reżysera i najlepszej offowej produkcji w Austrii, przyznawane przez magazyny "Theater heute" i "Falter".

Inne podejście do muzyki


"Halka" w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego, fot. Alicja Wroblewska www.blackshadowstudio.com, mat. promocyjne

Cezary Tomaszewski podkreśla, że ważne jest dla niego także tworzenie pola do dyskusji.  Pretekstem do wielu rozmów z pewnością była "Bar.okowa uczta", inscenizacja madrygałów Claudio Monteverdiego prezentowana w niecodzienniej scenerii baru mlecznego w Krakowie. "Zależało mi na tym, aby pokazać muzykę w innym kontekście(...) Ta inscenizacja jest powiedzeniem "nie" dla wynoszenia muzyki na piedestał " - tłumaczył.

Z Capellą Cracoviensis młody reżyser zrealizował także inne niekonwencjonalne przedsięwzięcia, np. pieśni Mendelssohna wyprowadził z sali koncertowej na powietrze - do Lasku Wolskiego, a ''Orfeusza i Eurydykę" Christopha Glucka do sportowej hali.

Szerokim echem odbiła się również jego interpretacja wileńskiej wersji "Halki"Stanisława Moniuszki, która miała swoją premierę podczas festiwalu Opera Rara w Krakowie.

Muzykę wykonywała na historycznych instrumentach Capella Cracoviensis pod batutą Jana Tomasza Adamusa, jednak na scenie pojawiły się nowe wątki, nowe dialogi i nowi bohaterowie, m.in. postać Marii Fołtyn, śpiewaczki, która straciła głos, poświęcając swój ''niemy'' okres życia propagowaniu muzyki Moniuszki na całym świecie, a także 11-letniego Cezarego Tomaszewskiego, który w tym czasie śpiewał u Fołtyn.

"I tak dzieło Moniuszki staje się nie tylko opowieścią o zdradzie, ale i traktatem na temat głosu i roli kobiet w operze. Nie ma tam łamania konwenansów, szokowania współczesnego widza, który w końcu niejedno w teatrze muzycznym już widział. Jest trochę za gęsto, kilka szczegółów wydaje się być wyważaniem otwartych drzwi (na przykład scena, w której Halka ubierana jest w kolejne t-shirty z modnymi hasłami propagującymi dystans do życia, optymistycznymi memami). Warto się jednak nad przedstawieniem Tomaszewskiego pochylić, w ciekawy sposób pokazuje pewien paradoks sztuki: uwspółcześnienie może być sposobem na powrót do korzeni" - czytamy w recenzji na Culture.pl

Choć przedstawienie wzbudziło sporo kontrowersji i podzieliło krytyków, to zdaniem  Filipa Lecha, reżyser powrócił tą inscenizacją do korzeni opery i teatru muzycznego.

[Embed]

Wesele i wojna

W teatrze twórca mierzył się m.in. ze Stanisławem Wyspiańskim.  Jego surrealistyczne "Wesele na podstawie Wesela" z przebojem z "Króla Lwa" w finałowej scenie powstało w opolskim Teatrze im. Jana Kochanowskiego. Tomaszewski współpracował także m.in. z łódzkim Teatrem Nowym ("Nie ma tego złego co by ładnie nie wyszło") i kaliskim Teatrem im. Bogusławskiego ( "Żołnierz królowej Madagaskaru" Juliana Tuwima).

Zrealizowany w Komunie Warszawa najnowszy spektakl bazujący na biografii twórcy - "Cezary idzie na wojnę" został okrzyknięty przez krytykę jedną z najciekawszych propozycji teatralnej jesieni 2017.

"Druga odsłona projektu Komuny//Warszawa zatytułowanego „Przed wojną/Wojna/Po wojnie”, inspirowanego powrotem wojennej i militarnej retoryki w Polsce przynosi campową rewię, dowcipną i poruszającą jednocześnie (...)" - recenzuje Aneta Kyzioł w Polityce.

Jako choreograf współpracował m.in. z Moniką Strzępką, Wiktorem Rubinem, Mają Kleczewską, Evą Rysovą i Bartoszem Szydłowskim. Jego projekty takie jak "Last Temptation of Saint Bernardette" i "Dance Tetralogy", prezentowane były na festiwalach w Austrii i Szwajcarii.

źródła: cezarytomaszewski.com, polityka, wysokie obcasy, dwutygodnik.com, Culture.pl, taniecpolska.com, oprac. AL

[Embed]
 
[Embed]
Reżyser, choreograf, performer

"Twój Vincent", reż. Dorota Kobiela, Hugh Welchman

$
0
0

Kadr z filmu "Twój Vincent", reż. Dorota Kobiela, Hugh Welchman, fot. materiały promocyjne

Film Doroty Kobieli i Hugh Welchmana uwodzi plastycznością i starannym wykonaniem. Brakuje mu jednak scenariusza, który udramatyzowałby piękne obrazy i efektowne sekwencje. 

Już na etapie produkcji film Doroty Kobieli i Hugh Welchmana budził uznanie. W trwającej 95 minut opowieści wykorzystano bowiem 65 tysięcy  obrazów, przypominając dziesiątki znanych i mniej znanych obrazów Van Gogha. Spośród pięciu tysięcy zgłoszeń wybrano grupę 125 artystów, którzy  kadr po kadrze malowali filmową historię holenderskiego artysty, zużywając  w tym celu ponad trzy tysiące litrów farby.

Wszystkie te liczby robią wrażenie. A jednak lektura "Twojego Vincenta" pozostawia poczucie niedosytu i rozczarowania. Wszystko za sprawą scenariuszowych bolączek, na które cierpi polsko-brytyjski obraz. Opowieść o życiu i śmierci Van Gogha w "Vincencie" została ubrana w formę antykryminału, którego kolejne sekwencje potwierdzają niemożność dotarcia do prawdy o wielkim malarzu.

 

 

Jego bohaterem jest młody Armand Roulin (Douglas Booth), syn naczelnika poczty (Chris O'Dowd), który pewnego dnia otrzymuje od ojca niezwykłe zadanie. Ma zwrócić rodzinie nieżyjącego artysty list, który pozostawił po sobie autor "Gwiaździstej nocy". Armand rusza więc w podróż, która ma odmienić jego życie. Po drodze spotyka kolejnych świadków życia i śmierci Van Gogha (Robert Gularczyk), ale ich opowieści wzajemnie się wykluczają, a kolejne historie i anegdoty okazują się zmyśleniami.

Dorota Kobiela, Hugh Welchman i Jacek Dehnel, który jest współautorem scenariusza, równają do filmowych klasyków. W "Twoim Vincencie"słychać echa "Obywatela Kane'a" Wellesa i "Rashomona"Kurosawy, najwybitniejszych w historii kina opowieści o niemożliwości docieczenia prawdy i ludzkich tajemnicach. Niestety w zderzeniu z arcydziełami kina scenariusz "Twojego Vincenta"okazuje się słabym szkicem. Nie ma w nim dramaturgii, wyrazistej kompozycji i intrygi, która czyniłaby filmową historię bardziej frapującą, a bohatera – żywą postacią, a nie kolekcjonerem wiadomości.

"Twój Vincent"okazuje się przerośniętym filmem edukacyjnym, który lepiej niż w kinie sprawdziłby się w galerii. Owszem, dowiadujemy się z niego, kim był Van Gogh, gdzie mieszkał, jaka była jego relacja z bratem, jakich farb używał i gdzie je kupował, ale wszystkie te informacje podane zostają wprost, w przegadanych, nieco drewnianych dialogach. Historia śledztwa młodego Armanda pozostawia widza obojętnym, bo scenarzyści bardziej skupiają się na zekranizowaniu encyklopedycznego opisu o Van Goghu niż na udramatyzowaniu opowieści o Armandzie i spotkanych przez niego ludziach. W efekcie"Twój Vincent"okazuje się wyjątkowo pięknym brykiem z historii sztuki.

Nie zmienia to faktu, że obraz Doroty Kobieli i Hugh Welchmana imponuje plastycznością. Wszystko dzięki współpracy malarzy i animatorów ze specjalistami od kina aktorskiego. Malowane obrazy, z których zbudowany jest "Twój Vincent", plastyczną formę zawdzięczają oczywiście Van Goghowi, ale ich filmowa kompozycja jest dziełem dwójki operatorów: Łukasza Żala ("Ida") oraz Tristana Olivera operatora odpowiedzialnego za tak wspaniałe animacje jak "Wallace i Grommit: Wściekłe gacie", "Fantastyczny pan Lis" czy "Uciekające kurczaki". To dzięki tej dwójce aktorskie sekwencje mogły zostać "przemalowane" tak, by wspólnie montowały się w dynamiczne obrazy.

 "Twój Vincent" wydaje się skazany na światowy sukces.  Jeszcze przed premierą film Doroty Kobieli i Hugh Welchmana został sprzedany do 130 krajów, a nominacja do Oscara dla najlepszej animacji wydaje się niemal pewna. Tym większa szkoda, że ten pieczołowicie przygotowany, plastycznie piękny film nie doczekał się dramaturgicznego, który tchnąłby życie w tę feerię efektownych obrazów.

[Embed]
[Embed]
[Embed]

CineSesc

Instituto Moreira Salles

Retrospektywa Andrzeja Żuławskiego "Kino w ekstazie: filmy Żuławskiego" w São Paulo i Rio de Janeiro

$
0
0
Andrzej Żuławski na planie filmu "Na Srebrnym Globie", 1978, fot. Tomek Sikora/Forum

Retrospektywa obejmie siedem filmów Andrzeja Żuławskiego, zarówno produkcje polskie, jak i dzieła zrealizowane we Francji. Przekrojowy cykl otwierać będzie pierwszy film fabularny, zrealizowany przez reżysera – "Trzecia część nocy", a zamykać ostatnie dzieło – "Kosmos".

Dodatkowo w wydarzeniu w São Paulo uczestniczyć będzie Andrzej Jaroszewicz – polski operator, który współpracował z Żuławskim przy wielu filmach, w tym przy  głośnej produkcji "Na srebrnym globie" (1976/1988), kręconej na wybrzeżu Bałtyku, na pustyni Gobi i półwyspie krymskim. Ta śmiała adaptacja metafizycznej "Trylogii księżycowej" autorstwa Jerzego Żuławskiego– stryjecznego dziadka reżysera, objęta została cenzurą przez komunistyczny rząd polski. Jego premiera odbyła się dopiero w 1988 roku, a wiele lat później film zyskał estymę i porównywany jest do "Diuny" Davida Lyncha. 6 października Jaroszewicz zaprezentuje niepublikowane wcześniej materiały (w tym zakulisowe fotografie zrobione podczas kręcenia filmu). Dodatkowo w sobotę, 7 października, o godz. 21:00, Andrzej Jaroszewicz, wraz z kuratorką retrospektywy Elą Bittencourt zaprezentuje film "Opętanie", przy którym współpracował z Żuławskim jako operator kamery.

[Embed]

Poza "Na srebrnym globie" oraz "Opętaniem" (za które Isabelle Adjani dostała nagrodę dla najlepszej aktorki na festiwalu w Cannes) w programie znajdzie się "Najważniejsze to kochać" z niezapomnianą rolą Romy Schneidera, za którą zdobyła ona Césara. Retrospektywa obejmie również pierwszy film fabularny Żuławskiego – "Trzecia część nocy" (1971), inspirowany doświadczeniami ojca reżysera z czasów II wojny światowej, uzupełnionych elementami romansu i horroru. W programie przeglądu znajdzie się również "Błękitna nuta" (1991) – portret Fryderyka Chopina w jego ostatnich dniach przed śmiercią oraz głośny film "Diabeł" (1972).

Program zamyka ostatni film reżysera – "Kosmos" (2015), realizowany na podstawie powieści Witolda Gombrowicza, uznanej przez Festival do Rio 2016 za "jedno z najdziwniejszych dzieł literatury detektywistycznej".

[Embed]

Kuratorka: Ela Bittencourt

Filmy prezentowane w ramach retrospektywy:

"Diabeł" (1972)
"Najważniejsze to kochać" (1975)
"Opętanie" (1981)
"Na srebrnym globie" (1976)
"Błękitna Nuta" (1991)
"Kosmos" (2015)

Realizacja: Sesc São PauloInstituto Moreira Salles

Współpraca przy organizacji wydarzenia: Instytut Adama Mickiewicza, działający pod marką Culture.pl. Wydarzenie współfinansowane jest przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Źródło: materiały prasowe, oprac. MK, 5.10.2017

[Embed]
[Embed]
[Embed]
 

Piękne przedmioty na wystawie "Biedermeier" w Muzeum Narodowym w Warszawie

$
0
0

​Josef Nigg, Talerz z królikiem wśród kwiatów, Cesarska manufaktura porcelany, Wiedeń,  fot. materiały promocyjne MNW​

Ponad czterysta przedmiotów – obrazów, mebli, szkieł, porcelany, tkanin i strojów, biżuterii i bibelotów, którymi na co dzień otaczało się bogate mieszczaństwo od Wiednia po Wilno – zostanie pokazanych w Muzeum Narodowym w Warszawie. Biedermeier to styl w sztuce, literaturze, muzyce i architekturze wnętrz, który narodził się w krajach niemieckich po Kongresie Wiedeńskim (1815) i trwał do Wiosny Ludów (1848). To pierwsza najbardziej powszechna sztuka mieszczańskiego stylu życia, przyjętego również w kręgach ziemiaństwa polskiego. Wystawa opisuje kilka najistotniejszych zjawisk, które były konsekwencją nowego ładu społecznego w Europie.

Po wojnach napoleońskich rosła pozycja zamożnego mieszczaństwa z jego systemem wartości i dążeniem do "małej stabilizacji", zwiększyła się ranga rodziny – stąd popularność portretu rodzinnego. Coraz istotniejszą rolę odgrywała edukacja i zabawa, kultywowano postawy patriotyzmu lokalnego i narodowego. Z tym ostatnim wiąże się zainteresowanie najbliższym otoczeniem, jego zabytkami i osobliwościami, ale także pamiątkami świadczącymi o kształtowaniu się nowej świadomości narodowej.

Jako sztuka zamożnego mieszczaństwa biedermeier zaspokajał potrzebę komfortu, co znalazło wyraz w funkcjonalnych i szlachetnych w swojej prostocie meblach oraz wyposażeniu wnętrz. Rozwojowi kultury życia codziennego towarzyszył wzrost zapotrzebowania na przedmioty rzemiosła artystycznego (szkło, srebro, porcelanę i biżuterię), opartego na nowoczesnych formach. Do dzisiaj meble i inne przedmioty codziennego użytku z tej epoki są wzorem solidności, prostoty i funkcjonalności. Wystawa obejmuje sztukę niemiecką, austriacką i przede wszystkim ziem polskich: Królestwa Polskiego, Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Galicji czy Wileńszczyzny. Dlatego obok dzieł takich artystów jak Ferdinand Waldmüller, Carl Spitzweg, Moritz von Schwind pokazane będą prace Jana Chruckiego, Aleksandra Gryglewskiego, Rafała Hadziewicza, Wincentego Kasprzyckiego i Marcina Zaleskiego.

Wystawa będzie pierwszą prezentacją sztuki biedermeieru w Polsce, tym cenniejszą, że zgromadzi najwybitniejsze dzieła tego nurtu, przechowywane w polskich zbiorach


Henryka Beyer, "Bukiet kwiatów w wazonie", 1827, olej na płótnie, 85 x 66 cm, wł. Muzeum Narodowe w Warszawie, fot. MNW

W programie towarzyszącym wystawie "Biedermeier" znajdują się wydarzenia przybliżające najważniejsze zagadnienia kultury i sztuki epoki oraz codzienność XIX-wiecznych mieszczan. W okresie biedermeieru czas spędzano w zaciszu domowego salonu i w modnych uzdrowiskach, na spotkaniach towarzyskich wypełnionych wspólną lekturą, muzykowaniem i śpiewem, na pisaniu listów, prowadzeniu sztambucha czy robótkach ręcznych. W ramach programu towarzyszącego odbędą się m.in. spotkania muzyczne na wystawie, podczas których posłuchać będzie można salonowych pieśni wykonanych przy akompaniamencie gitary, oprowadzania kuratorskie, warsztaty pisania listów oraz wykłady czwartkowe i spotkania tematyczne poświęcone m.in. modzie i rozrywkom epoki. Dla osób z dysfunkcją wzroku zostały przygotowane warsztaty z wykorzystaniem ćwiczeń dotykowych. Wybrane wykłady i oprowadzania będą tłumaczone na język migowy (PJM).

Kuratorki: Anna Kozak, Agnieszka Rosales Rodríguez

 Otwarcie wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie odbywa się  3 października 2017 roku, wystawa potrwa do 7 stycznia 2018 roku.

Wystawa zorganizowana przez Muzeum Narodowe w Warszawie we współpracy z Muzeum Narodowym w Szczecinie.  Objęta honorowy patronatem Małżonki Prezydenta RP Agaty Kornhauser-Dudy.

Partnerem wydarzenia jest Instytut Adama Mickiewicza, działający pod marką Culture.pl.

Źródło: materiały prasowe, oprac. MK, 5.10.2017

[Embed]
[Embed]

Auditorium Parco della Musica

Nowatorska inscenizacja "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego w Rzymie

$
0
0
Koncertowa adaptacja "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego na deskach Opery Narodowej w Kijowie, 15 grudnia 2011, fot. IAM

"Król Roger" uważany za jedną z najważniejszych nowoczesnych oper początku XX wieku zainscenizowany zostanie w wersji koncertowej przez orkiestrę i chór Accademia Nazionale di Santa Cecilia. Opera, uznawana nie tylko przez samego twórcę za wybitną, zostanie wykonana trzykrotnie.

Accademia Nazionale di Santa Cecilia w Rzymie, utworzona w XVI wieku, to jedna z najstarszych instytucji kultury na świecie. Koncerty orkiestry symfonicznej i chóru Accademii odbywają się regularnie w Sala Santa Cecillia w rzymskim Parco della Musica. Na otwarcie sezonu 2017/2018 przygotowana została inscenizowana wersja koncertowa "Króla Rogera"Karola Szymanowskiego w wykonaniu orkiestry i chóru z udziałem solistów, pod batutą sir Antoniego Pappano, dyrektora muzycznego orkiestry. Prezentacji będą towarzyszyć wizualizacje przygotowane przez włoski duet artystyczny Masbedo.

[Embed]

Opera zostanie wykonana trzykrotnie: 5, 7 i 9 października 2017, a koncerty będą transmitowane przez radio, telewizję RAI oraz online.

Orkiestra i chór Accademia Nazionale di Santa Cecilia:

dyrygent: Antonio Pappano 
Łukasz Goliński - baryton
Lauren Fagan - sopran
Edgaras Montvidas - tenor
Marco Spotti - bas
Helena Rasker - mezzosopran
Kurt Azesberger - tenor

W drugiej połowie rozpoczynającego się sezonu w programie Accademia Nazionale di Santa Cecilia znajdą się utwory Witolda Lutosławskiego.

Koncert współorganizowany jest przez Instytut Adama Mickiewicza, działający pod marką Culture.pl.

Źródło: materiały prasowe, oprac. MK, 5.10.2017

[Embed]
[Embed]

"Kino dla przemiany społecznej" w Baku

$
0
0
Wojciech Staroń, fot. Krzysztof Kuczyk/Forum

Tegoroczna edycja "Kina dla przemiany społecznej" skupi się na różnych wymiarach wolności osobistej. W Baku zaprezentowane zostaną filmy z całego świata, które poruszają tę tematykę. Kuratorem "Kina dla przemiany społecznej" jest renomowany ekspert filmowy Richard Peña.

"Kino dla przemiany społecznej" to międzynarodowy projekt, pokazujący filmy dokumentalne, poświęcone problemom społecznym i politycznym współczesnych społeczeństw.  Organizowany jest przez Instytut Adama Mickiewicza, we współpracy z YARAT Contemporary Art Centre, Ambasadą Polski w Baku, IMAGINE Euro Tolerance Festival oraz DokuBaku International Documentary Film Festival.

Tegoroczna edycja poświęcona jest tematyce wolności osobistej, jej granicom, umiejętnościom zrozumienia, uznania i poszanowania otaczających nas ludzi. Program "Kina dla przemiany społecznej" obejmuje najważniejsze i najbardziej poruszające filmy dokumentalne przygotowane przez reżyserów z całego świata. Pokazom towarzyszyć będą panele dyskusyjne, a także warsztaty z polskimi filmowcami: Wojciechem Staroniem i Pawłem Łozińskim.

Kuratorem projektu jest Richard Peña, postać doskonale znana środowisku filmowemu – profesor  Film Studies na Columbia University,   dyrektor programowy  Film Society of Lincoln Center i wieloletni dyrektor New York Film Festival (1988-2012).

Projekt "Kino dla przemiany społecznej" organizowany jest przez Instytut Adama Mickiewicza, pod flagową marką Culture.pl, w ramach programu Open Poland, którego celem jest inicjowanie i rozwój współpracy kulturalnej pomiędzy Polską a krajami Partnerstwa Wschodniego. Poprzednie edycje odbyły się w Armenii (2014), Mołdawii (2015), Gruzji (2015) i Białorusi (2016). W 2017 roku zorganizowany zostanie w Azerbejdżanie i Ukrainie.

Źródło: materiały prasowe, oprac. MK, 5.10.2017

[Embed]
[Embed]
[Embed]

Kamionka, fajans, porcelana czy majolika? – Krótka historia polskiej ceramiki

$
0
0

Gdzie powstała pierwsza polska fabryka porcelany? Na których polskich serwisach do dziś jadają przywódcy innych krajów? Co łączy Pabla Picassa z nadwiślańskimi manufakturami? Oto zakłady ceramiczne ściśle związane z historią Europy Środkowo-Wschodniej od XVIII wieku.

Korzec


Władysław Roman Sztolcman, 1911, wyroby porcelanowe z fabryki w Korcu, ze zbiorów Stanisława Ursyn-Rusieckiego ; rysunek do publikacji "Ceramika polska zebrane dla Dominika Witke-Jeżewskiego w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie

Fabryka Fajansu w Korcu na Wołyniu (dziś tereny Ukrainy) powstała z inicjatywy księcia Józefa Klemensa Czartoryskiego w 1784 roku – była drugą po założonej przez Stanisława Augusta w Belwederze pod Warszawą wytwórnią fajansu na terenach dawnej Rzeczypospolitej. I pierwszą polską manufakturą porcelany, produkowanej tu od około 1789. Jednym z jej pierwszych wyrobów były filiżanki z namalowanym widokiem fabryki w Korcu, które ówczesny dyrektor Franciszek Mezer przesłał w prezencie królowi Stanisławowi Augustowi. Po drugim rozbiorze Polski Wołyń wcielono do Rosji, przez co wywóz towarów był utrudniony, a cła coraz wyższe. To sprawiło, że prowadzenie zakładów przestało się opłacać. Na początku XIX wieku fabrykę prowadziło dwóch specjalistów z manufaktury porcelany w Sèvres – Charles Meraud i Louis Petion. Za sugestią tego pierwszego wytwórnię fajansu przeniesiono do Horodnicy (działa do teraz na terenie dzisiejszej Ukrainy), w Korcu zaś wytwarzano odtąd wyłącznie porcelanę. Fabrykę ostatecznie zamknięto w 1832 roku. Jej produkty początkowo sygnowano napisem "Korzec", od 1790 roku znakowano rysunkiem oka opatrzności, w ostatnim okresie stosowano obie te sygnatury razem.

Bolesławiec


Naczynia do herbaty, Zakłady Ceramiczne "Bolesławiec", fot. Piotr Haftarczyk

Dziś stolicą polskiej ceramiki jest Bolesławiec na Dolnym Śląsku. Okoliczne tereny bogate w złoża glin nadających się do wyrobu przedmiotów z kamionki już w średniowieczu docenili ówcześni garncarze. Pierwszy swój cech założyli tu na początku XVI wieku, by w ciągu kolejnego stulecia stać się liczącym się ośrodkiem produkcji wyrobów ceramicznych. W 1753 roku, gdy większa część Śląska znalazła się w granicach Prus, w Bolesławcu (wtedy Bunzlau) powstało największe naczynie na świecie, tzw. Wielki Garniec autorstwa Johanna Gottlieba Joppego. Ponad dwumetrowe naczynie o pojemności prawie 2000 litrów stało się symbolem miasta – powstały liczne miniaturowe podobizny, a jego wizerunek reprodukowano na pocztówkach. Do dziś na Śląsku na naczynia kamionkowe, bez względu na pochodzenie, mówi się buncloki.

Bolesławicką ceramikę rozsławił mistrz Johann Gottlieb Altmann, który jako pierwszy wprowadził do użytku stosowane do dziś szkliwo skaleniowe – w miejsce szkodliwego dla zdrowia szkliwa ołowiowego – oraz białą glinkę, używaną wcześniej jedynie do tworzenia ozdobnych nakładek. W 1897 roku w Bolesławcu powstała Zawodowa Szkoła Ceramiczna (Keramische Fachschule Bunzlau), której pierwszym dyrektorem był Wilhelm Pukall – kierownik techniczny Królewskiej Manufaktury Porcelany w Berlinie. Jej absolwentom zawdzięcza się m.in. opracowanie nowych technologii wytwarzania naczyń w formach przy użyciu masy kamionkowej oraz upowszechnienie awangardowych kształtów i dekoracji. Dzięki temu produkty bolesławieckich firm – Reinhold & Co., Julius Paul & Sohn i Werner & Co. – stały się znane i cenione w Europie i na innych kontynentach. W XIX wieku zaczęto stosować tu także unikatową technikę stempelkową, którą kultywuje się do dziś.


Kolekcja Renesans, proj. Dorota Koziara Studio, Manufaktura Bolesławiec

Po 1945 roku, gdy Bunzlau stał się polskim Bolesławcem, reaktywacją zniszczonych w czasie wojny zakładów ceramicznych zajął się krakowski ceramik prof. Tadeusz Szafran, projektant pierwszych powojennych wazonów bolesławickich – zdobionych namalowanym ornamentem roślinnym i geometrycznym. W 1946 roku uruchomiono przedwojenną wytwórnię Reinhold & Co., która później funkcjonowała w ramach Bolesławieckich Zakładów Garncarsko-Ceramicznych – od 1964 znanych jako Bolesławieckie Zakłady Ceramiczne Przemysłu Terenowego, a od 1980 jako Zakłady Ceramiczne "Bolesławiec". ZC "Bolesławiec" działają do dziś. Naczynia tu wytwarzane są jednym z najbardziej charakterystycznych wyrobów stołowych w Polsce – ręcznie formowane i ręcznie malowane lub dekorowane stempelkami z gąbki lub gumy, które tworzą charakterystyczne wzory z kropek, trójkątów, rybich łusek, pawich oczek i listków koniczyny najczęściej na ciemnoniebieskim tle – przypominają tradycyjne rzemiosło ludowe.

Kristoff


Wazony, koniec lat 50. XX w., projekt dekoracji: Ludmiła Pokornianka, Zakłady Porcelany Stołowej "Wałbrzych" w Wałbrzychu, fot. Arkadiusz Podstawka / Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Kristoff to najstarsza fabryka na Dolnym Śląsku założona przez dekoratora porcelany z Turyngii Carla Kristera w 1831 roku. Dzisiejszy Wałbrzych nazywał się wtedy Waldenburg, a obecna Porcelana Krzysztof funkcjonowała jako Krister Porzellan Manufaktur. W połowie XIX wieku KPM był czołowym zakładem produkcji porcelany w Europie, sprzedając również swoje wyroby w Ameryce Północnej. Po blisku 100 latach produkowania zarówno luksusowej ceramiki, jak i tej dla masowego odbiorcy, w 1920 roku prawie upadły finansowo KPM przejął koncern Rosenthala. W latach 30. XX wieku uchroniło to śląską fabrykę przed zamknięciem w wyniku Wielkiego Kryzysu. W czasie II wojny światowej zakład nie przerwał swojej działalności, wykorzystując do pracy robotników przymusowych lub jeńców wojennych.


Marek Mogielnicki, "Circus", Porcelana Kristoff, fot. Łódź Design Festival 2012

W 1945 roku Śląsk przyłączono do Polski, a fabrykę Kristera przejęły polskie władze. Nazwę firmy zmieniono na Zakłady Porcelany Stołowej "Krzysztof", choć do 1953 roku wykorzystywano niemiecką sygnaturę i wzory; dopisywano jedynie pod logotypem "Made in Poland". W latach 50. i 60. wprowadzono nową nazwę – "Wawel"– ale wkrótce powrócono do starego "Krzysztofa". To wtedy powstały słynne wazony z serii "Rock and Roll" autorstwa pionierki stylu New Look Danuty Duszniak oraz pikasowskie talerze Teresy Waligórskiej. Na początku lat 90. zakład sprywatyzowano i nazwano Fabryką Porcelany "Krzysztof". Od 2010 jest nowy właściel i nowa nazwa – Porcelana Krzysztof. Obecnie porcelana z Wałbrzycha wyróżnia się  nowoczesną linią tworzoną we współpracy z wiodącymi projektantami, ilustratorami i artystami. Dotychczas powstały m.in. kolekcja "Circus" Marka Mielnickiego, limitowana edycja talerzy naściennych Ani Kuczyńskiej oraz postmodernistyczny zestaw "Nathalie&George"Marii Jeglińskiej. Porcelana Krzysztof z drugiej strony nieprzerwanie od 1936 roku produkuje swój ponadczasowy bestseller – legendarny zestaw barokowy "Fryderyka".

Ćmielów i Chodzież


Serwis do mokki "Kula", proj. Bogusław Wendorf, 1932, Zakłady Porcelany "Ćmielów"

Polskie Fabryki Porcelany "Ćmielów" i "Chodzież" to największa fabryka porcelany cienkościennej w Europie, która powstała w wyniku połączenia dwóch najstarszych w Polsce fabryk: Zakładów Porcelany "Ćmielów" i Porcelany "Chodzież". Początki ćmielowskiej fabryki sięgają 1790 roku, kiedy miejscowy garncarz Wojtas założył manufakturę glinianych garnków i fajansu. W 1838 w fabryce rozpoczęła się produkcja porcelany, głównie w stylu klasycystycznym. Najbardziej znane z tamtego okresu są ażurowe koszyczki, plecione z cienkich wałków porcelany. Po 1840 wyroby z Ćmielowa zdobiono przedrukami przedstawiającymi krajobrazy wiejskie, sceny historyczne, mitologiczne i biblijne oraz portrety sławnych ludzi. Po 1887 roku znakiem firmowym stały się napis "Ćmielów" lub rysunek łabędzia na tle gałązek. Po kolejnej zmianie właściciela w 1920 manufaktura nazywała się Fabryką Porcelany i Wyrobów Ceramicznych w Ćmielowie.


Serwis do kawy "Iza", projekt: Józef Wrzesień, model z 1959 roku, Zakłady Porcelitu "Chodzież", fot. Arkadiusz Podstawka / Muzeum Narodowe we Wrocławiu

W okresie międzywojennym do współpracy z Ćmielowem zaproszano wybitnych projektantów, m.in. Bogdana Wendorfa, autora dwóch najbardziej rozpoznawalnych przedwojennych serwisów – "Kuli" i "Płaskiego"– zaprojektowanych na początku lat 30. w stylu art déco i produkowanych do dziś. Klasyczna kolekcja "Empire" pochodząca z tamtego okresu i dostępna wciąż w sprzedaży została zaprojektowana przez B. Wysockiego i J. Steckiewicza na zamówienie Prezydenta Ignacego Mościckiego do jego siedziby w Zamku Królewskim. W 2012 została oficjalną zastawą stołową w Belwederze. Jest także używana na dworze królewskim w Belgii, w Kancelarii Prezydenta RP, Watykanie oraz placówkach dyplomatycznych i dworach arystokratycznych na całym świecie. W okresie powojennym fabrykę upaństwowiono, a w 1997 sprywatyzowano i nadano jej nową nazwę: Zakłady Porcelany "Ćmielów". Obecnie ich znakiem jest inicjał "Ć" w trójkącie. Na przełomie lat 50. i 60. XX wieku, oprócz zastawy stołowej, w fabryce wytwarzano nowatorskie w formie i technologii tzw. figurki ćmielowskie.


"Mix&Match Cosmopolitan Line", proj. Marek Cecuła / Ćmielów Design Studio, Polskie Fabryki Porcelany "Ćmielów" i "Chodzież" S.A., fot: Łódź Design Festival 2014

Zakład w Chodzieży z kolei założyło w 1852 roku dwóch kupców – Hermann Müller i Ludwik Schnorr. Początkowo produkowali oni naczynia fajansowe, a od 1896 – porcelanę. To tutaj w 1959 roku powstał kultowy serwis do kawy "Prometeusz" według projektu Danuty Duszniak. Dziś funkcjonalna porcelana chodzieska produkowana jest w trzech stylach: klasycznym, nowoczesnym i awangardowym. Linia współczesna tworzona jest w ramach innowacyjnej pracowni Ćmielów Design Studio, założonej w 2013 przez cenionego na międzynarodowej scenie artystę i projektanta Marka Cecułę. To pierwsze tego typu studio w Europie, w którym artyści i dizajnerzy z całego świata mogą tworzyć własne kolekcje.

Włocławek


Misa na owoce, projekt: Wit Płażewski, 1958, Zakłady Fajansu "Włocławek" we Włocławku, fot. Arkadiusz Podstawka / Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Najsłynniejszymi polskimi wytwórniami fajansu z czasów ich rozkwitu w XVIII i XIX wieku były manufaktury Radziwiłłów w Białej Podlaskiej, królewska w Belwederze, Wolffa lub w Prószkowie na Śląsku. Do dziś jednak przetrwała tylko mniej znana fabryka fajansu we Włocławku, a jej produkty – znane z charakterystycznych błękitnych kwiatów – cieszą się popularnością i mają wartość kolekcjonerską.

Na początku były dwie fabryki: Włocławska Fabryka Fajansu Teichfeld i Asterblum założona w 1873 roku (pod tą nazwą od 1882) oraz Włocławska Fabryka Fajansu Leopold Czamański istniejąca od 1880 roku (pod tą nazwą od 1891). Zakłady te były do siebie zbliżone nie tylko ze względu na położenie, ale także dlatego, że od lat 20. XX wieku produkowały podobne wzory naczyń. Zdarzało się nawet, że obie manufaktury realizowały jedno zamówienie, a produkty można było odróżnić jedynie po sygnaturze na spodzie produktu. Wspólnie także borykały się z problemem znalezienia nowych rynków zbytu po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, które oznaczało utratę rynków rosyjskich (po 1815 roku Włocławek wcielono do Królewstwa Polskiego – podporządkowanego Imperium Rosyjskiemu). Na początku II wojny światowej rozpoczęła się okupacja hitlerowska miasta i fabryki przejęto na rzecz Rzeszy, łącząc je w jeden zakład.  

Po wojnie władze komunistyczne Polski przejęły wszystkie prywatne mieszkania, zakłady i warsztaty, w tym połączone fabryki fajansu. Od 1945 stanowiły one Zakład nr 1 Włocławskich Zakładów Ceramiki Stołowej, a od 1973 – Zjednoczone Zakłady Ceramiki Stołowej. Do współpracy zapraszano artystów plastyków, którzy stworzyli abstrakcyjne wzory, asymetryczne formy (np. wazony rogate) i nietradycyjne zdobnictwo. Ze względu na ich unikatowość i oryginalność naczynia te potocznie zaczęto nazywać pikasami. W latach 70. nastała moda na tzw. włocławki, czyli wyroby fajansowe o niepowtarzalnych wzorach, projektowane przez artystów plastyków – bardzo często w intensywnych kolorach: kobalcie, brązie i purpurze. Fabryka przestała produkować fajans w 1990 roku, ale już w 2002 powstała Fabryka Fajansu we Włocławku, kontynuująca tradycję słynnych zakładów ceramicznych i zatrudniająca ich byłych pracowników.

Pruszków


Kobieta przy wyprodukowanych filiżankach, talerzach i imbrykach, Zakłady Porcelitu Stołowego "Pruszków",
1978, fot. Grażyna Rutowska

W XIX wieku Pruszków był przemysłową potęgą podwarszawskich okolic. Produkowano tu nie tylko słynne ołówki i kredki Majewskiego czy obrabiarki u Mechaników, ale także galanterię porcelanową. Fabryka fajansu powstała w Pruszkowie w 1872 roku, a jej założycielami byli Jakub Teichfeld i Ludwik Asterblum – właściciele fabryki w Kole. Wytwarzano tu naczynia fajansowe i wyroby majolikowe, skromnie dekorowane techniką stempelkową. Były to ornamenty w kształcie kwiatów, owoców i liści. W 1946 zakłady znacjonalizowano i nadano im nazwę Zakłady Fajansu w Pruszkowie, a od 1956 – Zakłady Porcelitu Stołowego "Pruszków". Autorkami produkowanych wówczas wyrobów byli artyści plastycy, m.in. Zofia Galińska i Wiesława Gołajewska. Zakłady zlikwidowano po ich upadłości w 2001 roku.

Nieborów


Fabryka Majoliki w Nieborowie, fot. Piotr Kamionka/EN

Nieborowska Manufaktura Majoliki jest jedynym funkcjonującym zakładem majoliki w Polsce, który działa w swoim pierwotnym budynku, wykorzystując tradycyjne technologie i te same źródła materiału, czyli miejscową glinkę z pobliskiego stawu. Założona przez księcia Michała Radziwiłła w 1881 roku pierwotnie nosiła nazwę Fabryka Fajansów Artystycznych i Pieców Kaflowych. Jej pracownikami byli rzemieślnicy i artyści z pobliskich wsi oraz uczniowie warszawskiej Szkoły Rysunkowej Wojciecha Gersona. Do 1885 roku wyroby nieborowskie – ozdobne piece, kominki, wazony i amfory, żardiniery, wazy i talerze – były popularne w Królestwie Polskim i zachodnich guberniach Imperium Rosyjskiego. Formy i motywy dekoracyjne początkowo były oparte na wzorach historycznych włoskich, francuskich i holenderskich wytwórni majolik. Pod wpływem krytyki prasowej książę sięgnął do motywów narodowych i treści patriotycznych. Zmiany społeczne i gospodarcze doprowadziły Radziwiłła w 1896 do odsprzedania urządzeń dotychczasowemu kierownikowi manufaktury Stanisławowi Thiele, specjaliście wytopu ceramiki majolikowej. Po roku fabrykę zamknięto.

Pierwszą próbę reaktywacji działalności w Nieborowie podjąłrzeźbiarz i ceramik Stanisław Jagmin, który w latach 1903–1906 produkował tu nieglazurowaną ceramikę opartą na formach wykopaliskowych celtyckich i prasłowiańskich, a później nowoczesną ceramikę secesyjną. Od 1982 roku w Nieborowie produkuje się kopie dawnych wyrobów o charakterze dekoracyjnym i pamiątkarskim. Majolika nieborowska sugnowana była znakiem MPR (Michał Piotr Radziwiłł) zwieńczonym mitrą książęcą, a później sygnaturą ST (Stanisław Thiele) – początkowo umieszczoną obok znaku książęcego, a później fukncjonująca samodzielnie. Obok tych znaków często umieszczano sygnatury dekoratorów lub cyfry oznaczajace daty lub numery serii wyrobów.

Bogucice


Serwis do kawy "Epos", projekt: Eryka Trzewik, 1959, Zakłady Porcelany "Bogucice" w Katowicach-Bogucicach, fot. materiały Muzeum w Gliwicach

Zaraz po ostatnim powstaniu śląskim, w wyniku którego Katowice przyłączono do świeżo niepodległej Polski, w 1922 roku powstała pierwsza niewielka fabryka porcelany w Roździeniu na Górnym Śląsku (obecnie część Katowic). Założona przez braci Ryszarda i Józefa Czudayów nosiła nazwę "Elektro-Porcelana-Czudaywerke", początkowo produkując głównie porcelanę techniczną i laboratoryjną. Z tej firmy około roku 1923 powstała: "Giesche" Fabryka Porcelany dawniej Czuday, a w 1926 – "Giesche" Fabryka Porcelany (Giesche Porzellanfabrik). W 1939 fabryka przeszła pod zarząd niemiecki, nie przerywając produkcji. W międzywojniu fabryka należała do wiodących producentów w branży i konkurowała z fabrykami w Ćmielowie i Chodzieży, a także z importowanymi wyrobami z Dolnego Śląska znajdującego się wtedy na obszarze Niemiec. W połowie lat 40. produkcją wiodącą zakładu była porcelana stołowa, w tym rzadko spotykane naczynia do podgrzewania dań oraz różne zestawy okolicznościowe. To wtedy porcelana z Katowic trafiła na stoły polskich placówek dyplomatycznych, co kontynuowano w PRLu.

Po wojnie wytwórnię upaństwowiono, do 1952 roku kontynuując prace z przedwojenną sygnaturą "Giesche". W latach 50. zniszczono większość modeli, fasonów i rysunków technicznych niemieckiej fabryki. Zastąpiono je nową infrakstrukturą i sygnaturą Zakłady Porcelany "Bogucice" (do 1993). W nowej, demokratycznej Polsce zakład zamknięto, by w latach 1995–2009 produkować pod nazwą "Porcelana Śląska", w połowie lat 90. także z użyciem sygnatury "Giesche". Od 2012 roku fabryka funkcjonuje jako Porcelana Bogucice, a jej właścicielem jest BGH Network. W jej ofercie znajdują się ekskluzywne wyroby porcelanowe, m.in. komplety poświęcone wybitnym polskim muzykom i kompozytorom oraz zestawy prezentujące arcydzieła polskiego malarstwa ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie.

Steatyt


Serwis do kawy, projekt: Zygmunt Buksowicz, Wytwórnia Wyrobów Ceramicznych "Steatyt" w Katowicach, lata 60. XX w., fot. Marcin Korczak/ Muzeum w Gliwicach

Wytwórnia "Steatyt" działała w Katowicach od 1947 do 1994 roku i była jednym z nielicznych prywatnych zakładów porcelany działających w okresie PRLu. W latach 50. wytwarzano tu głównie kopie wzorów innych znanych europejskich wytwórni, takich jak Rosenthal i Lorenz Hutschenreuther. Lata 60. to okres prosperity "Steatytu" i produkcja unikatowych kształtów i wzorów. Naczynia o dynamicznych i asymetrycznych kształtach, w odważnej kolorystyce i z wyrazistymi dekoracjami próbowały wtedy nadążyć za nowoczesnym stylem, dziś zyskują uznanie amatorów krzykliwej estetyki. Korpusy dzbanków przypominające fantazyjne rzeźby, dekoracje fakturowe służące do kamuflowania niedostatków i wad porcelany oraz produkcja nieznanych wcześniej na polskim rynku lampek pochłaniających zapachy przyczyniły się w 2013 roku do wpisania "Steatytu" na listę "ikon dizajnu województwa śląskiego".

Źródła:

Autorka: Agnieszka Sural, 30.09.2017

"Twój Vincent" Doroty Kobieli i Hugh Welchmana [galeria]

$
0
0

Kadry z filmu "Twój Vincent" w reżyserii  Doroty Kobieli i Hugh Welchmana, zdjęcia:  Tristan Oliver , Łukasz Żal. Premiera: 6 października 2017.

Konferencja poświęcona Studiu Eksperymentalnemu Polskiego Radia

$
0
0

Studio Eksperymentalne Polskiego Radia - Konferencja międzynarodowa, fot. materiały prasowe organizatora

Powstanie Studia Eksperymentalnego podczas popaździernikowej odwilży 1957 roku było fenomenem w tej części Europy, a jako platforma wolności twórczej w Bloku Wschodnim miało też wymiar symboliczny. W tym roku Studio Eksperymentalne Polskiego Radia obchodzi 60. rocznicę rozpoczęcia działalności. Z tej okazji 13 i 14 października 2017 roku Instytut Adama Mickiewicza oraz Muzeum Sztuki w Łodzi organizują konferencję.

Studio Eksperymentalne Polskiego Radia (PRES) rozpoczęło działalność dziewięć lat po studiu Pierre’a Schaeffera w Paryżu, sześć lat po Studio für elektronische Musik w Kolonii i dwa lata po Studio di Fonologia Musicale w Mediolanie. Było zatem czwartym w kolejności profesjonalnym centrum twórczości elektronicznej w Europie. Jego powstanie rozpoczęło na erę muzyki elektroakustycznej w Polsce. PRES działało przy radiu publicznym. Prowadzone przez muzykologa Józefa Patkowskiego stało się jednym z najbardziej innowacyjnych przedsięwzięć swojego czasu.

Podczas konferencji przybliżona zostanie działalność Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, ze szczególnym uwzględnieniem wolności twórczej w czasach socjalizmu i cenzury. Przeanalizowane zostaną kontakty międzynarodowe placówki, realizowane m.in. poprzez zamówienia kompozytorskie u stypendystów Fundacji Fulbrighta czy współpracę z takimi twórcami, jak Amerykanin Michael Ranta i włoska grupa Nuove Proposte Sonore. Projekt wyposażenia studia autorstwa Oskara Hansena i Instrument perkusyjny Krzysztofa Wodiczki posłużą jako jedne z przykładów relacji między polem sztuki i PRES. Podjęty zostanie także temat relacji realizatora i kompozytora, zarówno w ramach dyskusji z drugim pokoleniem realizatorów PRES, jak i na przykładzie trzech wersji Symfonii Bogusława Schaeffera. W programie konferencji znajdzie się ponadto wykład poświęcony wczesnemu odbiorowi muzyki elektroakustycznej na przykładzie twórczości Krzysztofa Pendereckiego oraz wystąpienie o związkach produkcji dźwiękowej PRES i muzyki popularnej.


Krzysztof Penderecki i Egeniusz Rudnik, fot. Andrzej Zborski

Podczas wykładów, prezentacji oraz paneli dyskusyjnych poznamy odpowiedzi na pytania: dlaczego w Wielkiej Brytanii nigdy nie powstało narodowe studio w rodzaju PRES? Na czym polega zbiorowy aspekt tworzenia muzyki elektroakustycznej? Dlaczego galerie sztuki wspierały muzykę eksperymentalną częściej niż instytucje muzyczne? Dowiemy się także, jak produkcja muzyki eksperymentalnej sprzyjała rozwojowi nowoczesnych muzeów, jak twórczynie i twórcy oscylowali między wolnością i cenzurą, i w jaki sposób PRES pełniło funkcję ośrodka muzycznej awangardy.

W konferencji wezmą udział: 
Antoni Beksiak / Bolesław Błaszczyk / Dariusz Brzostek /Cindy Bylander / David Crowley / David Grubbs / Ewa Guziołek-Tubelewicz / Lukáš Jiřička / Aleksandra Kędziorek / Sanne Krogh Groth / Michał Libera / Michał Mendyk / Flo Menezes /Antoni Michnik / Lars M¸rch Finborud / Frances Morgan /Daniel Muzyczuk / Ola Nordal / Barbara Okoń-Makowska /Agnieszka Pindera / Holly Rogers / Tadeusz Sudnik / Krzysztof Szlifirski / Jan Topolski / Joanna Walewska / Laura Zattra /Marek Zwyrzykowski

Zaplanowano wydarzenia towarzyszące konferencji – wykład ilustrowany do prezentacji filmów z muzyką Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia wygłosi Jan Topolski, a Thomas Lehn, Wolfram i Tadeusz Sudnik wykonają trzy utwory w trakcie koncertu.

Program: 
Bogusław Schaeffer - Symfonia elektroniczna (wyk. Wolfram) 
Bogusław Schaeffer - Symfonia elektroniczna (wyk. Thomas Lehn) 
Tadeusz Sudnik - Re:mix 

Thomas Lehn studiował w Niemczech reżyserię dźwięku, fortepian oraz fortepian jazzowy. Od 1982 roku prowadził działalność koncertową z repertuarem od klasycyzmu po współczesność. Rozwijał też zainteresowania live electronics, z którym jest kojarzony od wczesnych lat 90. Pracuje głównie na syntezatorach analogowych z końca lat 60. XX wieku.

Wolfram, czyli Dominik Kowalczyk, jest socjologiem, informatykiem, webmasterem i muzykiem. Dawniej członek tria Neurobot, od 2000 roku nagrywa solo, występuje także w składach ad hoc. Nagrał trzy płyty z Neurobotem oraz sześć solowych, ostatnia to "Thinking Dust" (2005), która zebrała w Polsce entuzjastyczne recenzje. 

Tadeusz Sudnik to polski inżynier, reżyser dźwięku, performer, kompozytor, założyciel Studio of Impossible Sounds. Pracował w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia, nagrywał muzykę filmową, elektroniczną, teatralną i etniczną. Współpracował z grupą Tomasza Stańki Freelectronic. Członek grupy Kawalerowie błotni– wraz z Jerzym Kornowiczem, Mieczysławem Litwińskim, Ryszardem Lateckim, Krzysztofem Knittlem i Tadeuszem Wieleckim– łączącej tradycyjną muzykę free-jazz z komponowaniem w nietypowym otoczeniu: w lasach i na polach.


Tadeusz Sudnik, 2001, fot. Maciej Zienkiewicz/Agencja Gazeta

Dokładny program konferencji dostępny jest na stronie internetowej.

Konferencja jest częścią międzynarodowego programu kulturalnego towarzyszącego setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości – POLSKA 100. 
Organizację konferencji sfinansowano ze środków MKiDN w ramach Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017–2021.

Źródło: materiały prasowe, oprac. MK, 6.10.2017

[Embed]
[Embed]
[Embed]

Konfrontacje Teatralne 2017 [galeria]

$
0
0

Zdjęcia z przedstawień, które zostaną pokazanę podczas XXII edycji Konfrontacji Teatralnych w Lublinie. Festiwal dbywać się będze od 6 do 15 października 2017 w Lublinie. 

Lublin w roli głównej. Ruszają 22. Konfrontacje Teatralne

$
0
0

Scena z przedstawienia "Punkt Zero: Łaskawe" w reżyserii Janusza Opryńskiego, 2016, fot. Teatr Provisorium

Lublin świętuje w tym roku swoje 700-lecie, z tej okazji Konfrontacje Teatralne przypominają o bogatej teatralnej tradycji miasta. W programie festiwalu znalazły się najnowsze spektakle cenionych lubelskich twórców, m.in.Leszka Mądzika i Łukasza Witt-Michałowskiego.

 22. Konfrontacje Teatralne ruszają 6 października 2017. 

Leszek Mądzik i Scena Plastyczna KUL


Scena z przedstawienia "Gorset", reżyseria: Leszek Mądzik, 2016, fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska

Przegląd teatralnych osobowości lubelskich scen zaczynamy od Leszka Mądzika, reżysera, scenografa, malarza, profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, który bez wątpienia jest jednym z najbardziej wszechstronnych polskich artystów. "Nie atakuje zmysłów widza nadmiarem treści i ornamentyki. Leszek Mądzik, twórca niedopowiedzeń, ujawnia tylko tyle, ile chce ujawnić(...)" - pisze Janusz R. Kowalczyk, zauważając, że wyraziste, niekonwencjonalne prace nie miały i - jak dotąd - nie mają odpowiednika w teatralnym świecie.

Działająca od 1969 roku Scena Plastyczna KUL brała udział w kilkudziesięciu międzynarodowych festiwalach teatralnych i wystawach. Mądzik tworzył projekty scenograficzne na scenach Polski, Portugalii, Francji i Niemiec. Wystawiał też widowiska na zaproszenie uniwersytetów i szkół artystycznych, m.in. w Helsinkach, Berlinie, Amsterdamie, Waszyngtonie, San Francisco, Hamburgu, Lyonie i Pradze. Inspiracjami są dla niego myśli świętych Jana od Krzyża i Teresy z Ávili, a także dorobek Leonarda da Vinci, Aliny Szapocznikow, Tadeusza Kantora i Jerzego Nowosielskiego

Na tegorocznych "Konfrontacjach" Leszek Mądzik pokaże swój "Gorset" z muzyką Pawła Odorowicza.

"Gorset jest czymś, co ochrania, ale i zniewala. Często ubieramy się w jego kostium, by stworzyć iluzję kogoś, kim pragniemy być. Ta dziwna maska z czasem uwiera, a nawet boli. Prowadzi do pozbycia się tej iluzyjnej zasłony. Bezsłowny pokaz, zintegrowany z muzyką, jest próbą wejścia do tych warstw naszej natury, które konfrontują presję z wolnością" - mówi reżyser.

W obsadzie m.in. Bartłomiej Ostapczuk i Jędrzej Skajster.

Janusz Opryński i Teatr Provisorium


Scena z przedstawienia "Punkt Zero: Łaskawe" w reżyserii Janusza Opryńskiego, 2016, fot. Teatr Provisorium

To oni jako pierwsi odkrywali dla teatru poezję Czesława Miłosza, sięgali też po teksty Marka Hłaski, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Tadeusza Różewicza, Fiodora Dostojewskiego czy Osipa Mandelsztama. Założony w 1972 roku przez studentów filologii polskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej Teatr Provisorium dość szybko zwrócił na siebie uwagę cenzury.

Jak pisze Grzegorz Janikowski, spektakl"Nasza niedziela" zaprezentowano 45 razy bez zezwolenia cenzury. W 1979  powstała realizacja zespołowa "Nie nam lecieć na wyspy szczęśliwe", którą uznano za jedno z najważniejszych polskich przedstawień alternatywnych końca lat 70. XX wieku. W latach 80. członkowie Provisorium mocno angażowali się w działalność opozycyjną, wspierając między innymi KOR. W stanie wojennym część aktorów internowano, teatr został zmuszony do zawieszenia działalności.  Kolejne lata przyniosły dziesiątki ważnych spektakli prezentowanych nie tylko w Polsce, ale też za granicą.

Za "Ferdydurke" twórcy otrzymali aż siedemnaście nagród na międzynarodowych przeglądach teatralnych, w tym m.in. Fringe First na festiwalu w Edynburgu. Występowali też w słynnym nowojorskim teatrze La MaMa, a także w Kairze, Korei Południowej, Szwecji, Rumunii.

[Embed]

Na Konfrontacjach Janusz Opryński ( twórca festiwalu i dyrektor artystyczny Teatru Provisorium) przypomni glośny spektakl "Punkt zero: Łaskawe", inspirowany bestsellerową powieścią Jonathana Littella, cytatami z książek Wasilija Grossmana i przemówień Imre Kertesza. Na scenie zobaczymy m.in. Agatę Góral i Łukasza Lewandowskiego.

Łukasz Witt-Michałowski i scena prapremier InVitro w Centrum Kultury


"Ponowne zjednoczenie Korei", fot. materiały prasowe festiwalu

Zaglądamy teraz do lubelskiego Centum Kultury, w którym Łukasz Witt-Michałowski serwuje widzom 11 opowieści o miłości i pyta, czy to uczucie w ogóle istnieje? Spektakl "Ponowne zjednoczenie Korei" według francuskiego dramatopisarza Joëla Pommerata zdobyło uznanie publiczności i krytyków. Paweł Krysiak recenzował:

"Widz nie chce być bohaterem żadnej z tych historii, ale czujemy jednocześnie, że to trochę o naszych doświadczeniach, o naszych grach w miłość(...) Sala widowiskowa CK została na potrzeby spektaklu kompletnie przemeblowana. Scena sięga widowni, gdzie obok widzów siedzą również aktorzy, oświetleniowcy, obsługa techniczna, a także muzycy. Wszyscy przyglądają się z wysoka jak cała ta miłość staje się łupem rzeźnika. Na koniec dostajemy piosenkę w wykonaniu Łukasza Witta-Michałowskiego. Utwór Leonarda Cohena "Waiting for the miracle" - czytamy w Gazecie Wyborczej.

Łukasz Witt-Michałowski jest aktorem, reżyserem i założycielem lubelskiej sceny Prapremier InVitro, która realizuje teksty dotąd nieznane lub słabo znane polskiej publiczności. Za pierwszy spektakl wystawiony w jej ramach - "Nic co ludzkie" - otrzymał wraz z Pawłem Passinim i Piotrem Ratajczakiem wyróżnienie na XIV Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej oraz I Nagrodę Specjalną na X Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Niezależnych w Ostrowie Wielkopolskim.

Sztuka w jego reżyserii - "Ostatni taki ojciec" zdobyła Główną Nagrodę na XV Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, sam reżyser otrzymał zaś nagrodę indywidualną w tym samym konkursie; dodatkowo przedstawienie otrzymało nagrodę na VIII Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy, Nagrodę Publiczności i wyróżnienie Dziennikarzy na XII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje"  w Katowicach. Witt-Michałowski wyreżyserował też "Bitwę o Nangar Khel" Artura Pałygi oraz spektakl "Liza" z Mariuszem Bonaszewskim i Matylda Damięcką w obsadzie.

Literatura faktu w Teatrze Osterwy


"Diabeł i tabliczka czekolady", fot. materiały prasowe festiwalu

"Diabeł i tabliczka czekolady" - nagradzane reportaże Pawła Piotra Reszki postanowił przenieść na teatralną scenę reżyser Kuba Kowalski. W rozmowie z Kacprem Sulowskim tłumaczył:

"Kiedy z autorem spotkałem się po raz pierwszy, kazał mi obiecać, że nie będzie to spektakl o Lublinie. Bo - jak mówił - nie czuje się miejskim czy regionalnym kronikarzem i nie o tym napisał książkę. Na początku trochę mnie to zbiło z tropu, ale szybko zrozumiałem, że jego reportaże mają uniwersalny charakter. Myślę, że te historie mogłyby się wydarzyć w Wielkopolsce, na Mazurach i w innych zakątkach kraju. To przekrój polskiego współczesnego społeczeństwa. "

Spektakl "Diabeł i tabliczka czekolady" powstał we współpracy dramaturgicznej z Julią Holewińską.

Paweł Passini i "Dybbuk" z Bielska-Białej


"Dybbuk", fot. N.Kabanow/materiały prasowe festiwalu

Paweł Passini od wielu lat związany jest z lubelskim środowiskiem teatralnym. Jest dyrektorem lubelskiego neTTheatre, pierwszego na świecie teatru internetowego. Sięga po trudne teksty, i jak mówi - dokonuje ich recyklingu. Mierzył się m.in. z "Kordianem", "Dziadami" czy tekstami Kantora. Głośno też było o jego kameralnym spektaklu "The Hideout/Kryjówka" czy o operowej "Halce" Moniuszki wystawionej na Haiti. Tym razem do Lublina Paweł Passini przywiózł swój spektakl z Teatru Polskiego w Bielsku -Białej.

Jego "Dybbuk" inspirowany jest żydowską legendą dramatyczną Szymona An-skiego, jednak tekst napisany przez Artura Pałygę czerpie nie tylko z "Dybuka", ale także z przedwojennej historii bielskich Żydów. - Bo gdzieś się musiały przecież podziać te niedokończone rozmowy - mówi reżyser.

[Embed]

Inne lubelskie wątki na Konfrontacjach to m.in. warszawski spektakl odkrywający autentyczną "Historię Jakuba" ( księdza i filozofa, emerytowanego nauczyciela KUL, który odkrywa, ze jest Żydem) Tadeusza Słobodzianka w reżyserii Ondreja Spisaka, a także wybór lubelskich wykładów z archiwum Cezarego Wodzińskiego.

Oprócz spektakli akcentujących lubelskie wątki widzowie Konfrontacji Teatralnych zobaczą także kameralny "Jeden gest"Wojtka Ziemilskiego z udziałem niesłyszących aktorów, "Hymn do miłości"Marty Górnickiej, "Henriettę Lacks"Anny Smolar czy performans mistrzyni Azji w pole dancing.

źródła: materiały prasowe, Culture.pl, GW, Teatr Osterwy, oprac. AL

[Embed]
 
[Embed]
 
[Embed]

Zjadacz kurzu, lampa dla ptaków, oczyszczalnia w formie siłowni – polska sztuka środowiskowa

$
0
0

"Zjadacz kurzu" projektu Kuby Bąkowskiego, fot. materiały prasowe

Od 14 września do 31 października 2017 roku o powietrze w Kielcach dba"Zjadacz kurzu". Instalacja Kuby Bąkowskiego to rzeźba, która nie tylko intryguje i zdobi przestrzeńpubliczną, lecz także dosłownie oczyszcza powietrze z zanieczyszczeń. Jest teżstacjąpomiarową, badającąobecnośćszkodliwych substancji w atmosferze. Podobne realizacje z pogranicza sztuki i ekologii tworzą inni artyści wrażliwi na środowisko i jakośćnaszego otoczenia.

 "«Zjadacz kurzu» to hybryda sztuki i przemysłu. Łączy postfuturystyczne postulaty artystyczne z zaawansowanąinżynieriąprzemysłową" mówi o swoim projekcie Kuba Bąkowski. Czterometrowa konstrukcja w intensywnie błękitnym kolorze stanęła 14 września przy Placu Artystów w centrum Kielc. Przez półtora miesiąca wyjątkowa maszyna-rzeźba wyposażona w specjalistyczne filtry będzie zasysaćzanieczyszczone powietrze i oczyszczaćje ze szkodliwych cząsteczek PM 10 i PM 2,5, głównych składników miejskiego smogu. Ponadto będzie informować mieszkańców, ile niezdrowych substancji danego dnia unosi sięw powietrzu, którym oddychają(projekt ma swojąstronęinternetową).


"Zjadacz kurzu" projektu Kuby Bąkowskiego, fot. materiały prasowe

"Zjadacz Kurzu" nie oczyści, rzecz jasna, powietrza w całych Kielcach. Instalacja ma za zadanie uświadamiaćzagrożenia, jakie niesie ze sobąsmog. To widowiskowe dzieło z pogranicza sztuki i ekologii jest kolejnym głosem w debacie o problemie zanieczyszczenia powietrza w polskich miastach. Kuba Bąkowski podkreśla, że forma instalacji nie jest przypadkowa wynika z inspiracji industrialnąprzeszłościąKielc oraz ich przynależnościądo Centralnego Okręgu Przemysłowego.

 Instalacja ta wpisuje sięw nurt dziełłączących aspekt artystyczny z praktycznym. Umieszczonew przestrzeni publicznej, za pomocąefektownej formy skłaniają one do refleksji na aktualne tematy. Podobny cel miała instalacja "Wyspa. Synchronizacja", stworzona przez Jakuba Szczęsnego, zanim w polskich miastach powstawaćzaczęły plenerowe siłownie i kilka lat przed tym, jak warszawiacy i warszawianki odkryli na nowo urok płynącej przez ich miasto rzeki. W 2009 roku Szczęsny na Wiśle w centrum Warszawy zbudowałnietypowąsiłownięsystem urządzeń wyposażony w specjalne filtry i napędzany siłąludzkich mięśni, który oczyszczał wodęw rzece. Zachęta do ruchu na świeżym powietrzu, filtrowanie zanieczyszczeńz wody, ciekawy wygląd niezwykła rzeźba miała wiele zalet.

 


Projekt "Wyspa. Synchronizacja", autor: Jakub Szczęsny, fot. biuro projektowe Centrala

O ptasich mieszkańcach miasta pomyśleli za to architekci z poznańskiej pracowni Ultra Architects. Zaprojektowali oni ulicznąlatarnię, która ma dodatkowąfunkcję: może dawaćschronienie ptakom. Autorzy projektu nazwali ją"Lampąw ciąży" ze względu charakterystyczne zgrubienie na trzonie latarni. Podkreślali nie tylko praktyczny, ale i edukacyjny wymiar przedsięwzięcia:

Lampa ma miećtrzy wersje. Podstawową, tylko z drewnianąwymiennąbudkąlęgową. Wersjęedukacyjną, z kamerąw budce i niewielkim ekranem LCD zamontowanym w dolnej części lampy, oraz wersjęlampy z możliwościąpodłączenia do zaprojektowanej przez nas strony internetowej, przez którąbędzie można oglądaćto, co dzieje sięw budkach.

 

 

Latarnie zaprojektowano w 2010 roku, a w 2017 pierwsze prototypowe urządzenia stanęły w Poznaniu. Bardzo szybko znalazły lokatorów: wprowadziły siędo nich sikorki.

 Smog, o którym mówi instalacja Kuby Bąkowskiego, to jeden z ważniejszych problemów zurbanizowanego świata. Nie mniejszym sąśmieci, których produkujemy o wiele za dużo i których wciążnie umiemy przetwarzać. W 2016 roku Jakub Luboński i Marcin Łotysz wymyślili urządzenie, które samo segreguje i prasuje śmieci, tak aby łatwo można było je poddaćrecyklingowi. Inteligentny kosz na śmieci o nazwie Bin-e może doskonale sprawdzić sięna lotniskach, w biurach czy na ulicach, niwelując problem źle posegregowanych, a więc trudniejszych do ponownego przetworzenia odpadów. Śmieci to skarb: można z nich nie tylko pozyskiwaćsurowce wtórne, ale i budowaćdomy, co udowodnili studenci uniwersytetu w Brighton. Do wzniesienia w pełni funkcjonalnego budynku potrzebowali m.in. 500 kaset magnetofonowych, 19800 szczoteczek do zębów, 200 rolek tapet, 1,8 tony starych dżinsów, 500 dętek rowerowych czy 4000 opakowańpo kasetach wideo.


"Bin-e" projektu Jakuba Lubońskiego i Marcina Łotysza, fot. materiały prasowe

Dzięki pomysłowości dbających o środowisko projektantów można segregowaćśmieci czy oczyszczaćwodęi powietrze. Ale niektórzy myśląo działaniach na znacznie mniejsząskalę. Marta Niemywska w 2011 roku stworzyła "Lolliled", skakankę, której rączki to latarki. Ich baterie ładująsię, podczas gdy ktośna takiej skakance skacze. Innymi słowy, dzięki uprawianiu sportu możemy produkowaćprąd. Z kolei Łukasz Roth swoim projektem dotknąłsfery życia objętej silnym tabu. Zaprojektowałurnęna prochy, która nie tylko podlega biodegradacji, ale też, dzięki ukrytej sakwie z nasionami, zamienia sięw nowe życie: drzewo. W tym projekcie doszukaćsięmożna nie tylko ekologii, ale i metafizyki.

Naukowcy od lat bijąna alarm: niszczymy nasząplanetęw ekspresowym tempie i katastrofa ekologiczna jest tylko kwestiączasu. Musimy zacząćdbaćo środowisko, w przeciwnym razie rodzaj ludzki może po prostu nie przetrwać. Tym bardziej należy doceniaćprojektantów, architektów czy artystów, którzy pomagająnam uświadomićsobie problem i podpowiadająrealne działania, nawet na niewielkąskalęzapobiegające degradacji naszego naturalnego otoczenia. 

Autorka: Anna Cymer, październik 2017

[Embed]

[Embed]

 

Wystawa "Obserwatorium" podczas Dutch Design Week

$
0
0
Wystawa "Obserwatorium", fot. Paweł Pomorski

Zobacz efekty współpracy między  polskimi projektantkami i projektami a tymi z Ukrainy, Mołdawii i Białorusi. Na wystawie "Obserwatorium" zaprezentowane zostaną prace stworzone podczas trzech edycji międzynarodowych warsztatów prowadzonych przez Agatę Kulik-Pomorską i Pawła Pomorskiego ze studia Malafor. Wystawa będzie pokazywana podczas Dutch Design Week w Eindhoven.

"Obserwatorium" to przekrojowa wystawa, która jest zwieńczeniem wszystkich trzech edycji międzynarodowych warsztatów, które odbyły się w latach 2015-2017. Warsztaty z udziałem studentów odbyły się w Studio Malafor w Mierzyszynie na Kaszubach. Wzięło w nich udział 24 studentek i studentów kierunków projektowych z Ukrainy, Mołdawii i Białorusi. Miejsce odbywania się warsztatów nie było przypadkowe – natura była główną inspiracją i katalizatorem projektów.

Wystawa jest swego rodzaju przewodnikiem po tradycji regionalnej, wpływach pochodzenia, wpływach przyrody i zasobów naturalnych na proces twórczy. Nie chodzi o narodowy, polityczny czy historyczny charakter, a raczej o wrażliwość na otoczenie, w którym powstaje obiekt, a także samoświadomość projektanta – tradycji, które go ukształtowany, tego, skąd pochodzi.

Taki rodzaj wrażliwości chcą przekazać prowadzący z Malafor Studio. Uczestnicy pochodzą z odległych od siebie regionów, wnosząc własne, lokalne tradycje, symbolikę, czy kolorystykę. W czasie trwania warsztatów wszyscy siadają wspólnie, w przestrzeni, która inspiruje ich do stworzenia projektów. To nauka procesu projektowego w kontekście miejsca: warsztatów, pochodzenia uczestników, a także miejsca, w którym będą użytkowane.

Obiekty wykonane są z tradycyjnych materiałów, takich jak drewno, glina, kamień za pomocą tradycyjnych technik rzemieślniczych – stolarstwa, ceramiki. W trzeciej, ostatniej edycji warsztatów, te techniki połączone zostały z technologią druku 3D.

[Embed]

Wystawa jest odzwierciedleniem poszukiwania balansu między tradycją i nowoczesnymi technologiami produkcji, porusza tematykę związaną z ochroną środowiska, glokalizacją oraz społeczną odpowiedzialnością projektanta. Podczas holenderskiego tygodnia designu duży nacisk kładziony jest na projekty zaangażowane społecznie, rozwiązujące problemy współczesności, będące krytycznym komentarzem do rzeczywistości. Zwiedzający będą mieli okazję poznać  inspirację oraz konteksty, które kształtowały długofalowy proces projektowy. 

Kuratorem wystawy jest Studio Malafor.

Wystawa organizowana jest przez Instytut Adama Mickiewicza, działający pod marką Culture.pl, we współpracy ze Studiem Malafor.

Źródło: materiały prasowe, oprac. MK, 10.10.2017

[Embed]
[Embed]
[Embed]

"Król Roger" Karola Szymanowskiego w Rzymie [galeria]

$
0
0

Na otwarcie sezonu 2017/2018 przygotowana została inscenizowana wersja koncertowa "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego w wykonaniu orkiestry i chóru z udziałem solistów, pod batutą sir Antoniego Pappano, dyrektora muzycznego orkiestry. Prezentacji będą towarzyszyć wizualizacje przygotowane przez włoski duet artystyczny Masbedo.

Viewing all 3106 articles
Browse latest View live